Weronika Murek: W rzeczywistości inaczej
14 lutego 2017
Weronika Murek w swoich opowiadaniach znosi granicę pomiędzy jawą a snem, racjonalnością a irracjonalnością. I choć nie jest w tym pierwsza ani zapewne nie będzie ostatnia, czyni to z dużą literacką wprawą.
Dama w czepku, znana z obrazu Rogiera van der Weydena, malarza niederlandzkiego tworzącego w późnym średniowieczu, patrzy śmiało w kierunku widza. Z zadowoleniem i poczuciem własnej wartości. Iwona Chmielewska przetworzyła jej wizerunek (sportretowaną kobietą była prawdopodobnie Ysabiel Goffaert), projektując okładkę debiutanckiej książki Weroniki Murek. Dama pozuje na tle lasu z miną obrażoną i sfrustrowaną. Jest ubrana w ręcznie robiony, czerwony sweter, a czepek ma przyszpilony do czoła. Co ją dręczy?
ODWAGA NIEDOPASOWANIA
Być może to, że nie pasuje ani do średniowiecza, ani do współczesności. Wydaje się, że jej postać jest oderwana od fabuły siedmiu opowiadań Murek tak samo jak tytuł zbioru: „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Weronika Murek w wywiadzie dla „Dwutygodnika” przyznała: „Długo nie mogłam nic wymyślić. Dopiero gdy książka była właściwie skończona, dostałam umowę i w tej umowie musiałam ją jakoś już podmiotowo skonkretyzować. Przypomniało mi się wtedy hasło z niedawno czytanego kalendarza rolnika z lat 50. o metodzie Miczurina. Szukałam tytułu, który by nie pasował do tej książki. Ona sama jest taka odklejona, nie chciałam więc, by tytuł do niej tak ściśle przylegał”.
Okazuje się jednak, że owo niedopasowanie nie jest jedynie składnikiem surrealistycznej atmosfery opowiadań, ale stało się tematem łączącym je wszystkie w spójną całość. Dama w czepku i tytuł są zatem jak najbardziej na miejscu. Także dlatego, że odsłaniają metodę twórczą młodej pisarki. Polega ona na łączeniu pozornie nieprzystających do siebie elementów rzeczywistości w taki sposób, by pokazać, że żyjemy w świecie pełnym absurdów, ale przez to ciekawym, wiecznie zaskakującym, funkcjonującym właśnie dzięki wyrwom w monotonii codzienności. Trzeba tylko umieć patrzeć na to, co nas otacza, oczami dziecka, które ma zdolności kreacyjne i bez wahania potrafi sięgnąć po to, co mu potrzebne do budowania wszystkiego na miarę własnych marzeń.
„Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć sobie ją od niej samemu” – te słowa Miczurina są mottem książki. Był znanym rosyjskim hodowcą i sadownikiem, eksperymentującym z krzyżowaniem roślin. Udało mu się stworzyć odmiany odporne na surowe warunki klimatyczne w głębi Rosji. Cechowała go naukowa odwaga. Murek w swoich opowiadaniach pokazuje, że nie należy bać się tego, co wydaje się irracjonalne, trudne do wyjaśnienia i udowodnienia.
ŻYWI, UMARLI, POŚREDNI
Pierwsza z krótkich fabuł – najdłuższa – to „W tył, w dół, w lewo”. Główna bohaterka, Maria, „o tym, że nie żyje, dowiedziała się jako ostatnia”. Nie może się pogodzić z własną śmiercią, nie chce obejrzeć ciała ubranego w stary sweter. Odwiedza swoje mieszkanie poddane dezynfekcji przez obcych jej ludzi. To, że porusza się wśród żywych, nie budzi niczyjego zdziwienia, choć radzi się jej przejść wreszcie na drugą stronę. Upieranie się zmarłych przy życiu wywołuje społeczną niechęć. Maria idzie na „podwieczorek zapoznawczy dla umarłych”, ale nie czuje się na nim dobrze.
Narrator nie wnika jednak głęboko w psychikę zjawy, lecz tworzy zarys alternatywnej rzeczywistości, w której współegzystowanie żywych i zmarłych jest czymś normalnym. Opowiadanie to, utrzymane w lapidarnym stylu, wpisuje się w dyskurs religijno-ateistyczny dotyczący śmierci. Autorka deklaruje się jako osoba niewierząca: „(…) cały problem polega na tym, że ja nie wierzę w życie po śmierci i trochę mi szkoda tej wieczności, która mi przepada. Może dlatego sobie to życie po śmierci sztukuję w pisaniu. Żeby mieć jakiekolwiek i tym na moment się pocieszyć” (wywiad dla „Dwutygodnika”). Stąd jej swobodna pisarska refleksja nad tym, co dzieje się z człowiekiem po zgonie.
Murek odziera wizję nieba z patosu, podchodzi do niej z dystansem i humorem. Postacie biblijne umieszcza zaś w innych kontekstach, dzięki czemu nie są one obciążone kulturowym ich postrzeganiem i mogą przechodzić ze sfery sacrum do profanum. W kolejnym opowiadaniu „Organizacja snu w przedszkolu” Jezusem straszy się małego chłopca – „Jest pod łóżkiem pan Jezus, chce mi wciągnąć kapcie”.
WIELOŚĆ PERSPEKTYW
Pomimo tego, że Weronika Murek nie stosuje narracji pierwszoosobowej, można odnieść wrażenie, że często oddaje głos swoim bohaterom i patrzy z ich perspektywy. W ogóle punkt widzenia jest dla niej problemem zasadniczym. Część jej opowiadań jest skupionych wokół losów indywidualnych, inne są bardziej polifoniczne, tak jak to wspomniane wyżej przedstawiające życie zbiorowości, którą rządzą edukatorzy sanitarni i osoby zajmujące się przedszkolem: kierowniczka, pani Jadalna, pani Melodyjna, panna Spacerowa (specyficzne nazwiska), kucharka.
W „Alergii na pióra pudrowe” postaciami centralnymi są babcia – próbująca ułożyć sobie życie po śmierci męża – i jej wnuczka, bardzo pragnąca wyjść szybko za mąż, co jest utrudnione ze względu na żałobę po dziadku. Mają one inne spojrzenie na tę samą sytuację. Motyw śmierci jest u Murek ciągle obecny. Ważne dla niej to, jak ludzie radzą sobie z odejściem najbliższych i ze świadomością, że oni sami również kiedyś umrą.
Bohaterowi opowiadania „Siwy koń w plamy kare” towarzyszy przekonanie, że zmarli na niego patrzą. Na zabawach tańczy z najbrzydszymi kobietami, by podziwiali oni „rozmach ludzkich poczynań”. Umiejscawia się jednocześnie po dwóch stronach – obserwuje ich i jest przez nich (przynajmniej w swoich rojeniach) obserwowanym.
W „Trzecim pochówku generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca” występuje natomiast „perspektywa boża” i „perspektywa żabia” – „Z perspektywy żabiej wyróżniało się kilka rzędów napiętych mięśni łydek i okrągłych pięt gapiów wychylających się ponad barierką (…). Z perspektywy bożej wyróżniała się jasna plama z bystrym, żółtym oczkiem”. Narrator nie opowiada się za żadną z tych perspektyw, lecz uwidacznia różnice pomiędzy boskim (bardziej ogólnym i przenikającym całość zjawiska) a ziemskim (dotyczącym przyziemnych spraw i skupionym na detalach) postrzeganiem pogrzebu ważnego polityka.
W opowiadaniu „O prawdopodobnej śmierci polskiego kosmonauty” Weronika Murek pokazuje, że świadomość śmierci wpływa na kształt relacji międzyludzkich i na potrzebę wykształcenia tożsamości człowieka jako jednego z bytów kosmicznych. Pojawia się pytanie o to, w jakiej rzeczywistości są kosmonauci przemierzający wszechświat, a także jaki powinno się mieć stosunek do ich bytowania „pomiędzy” – „Niechże pan zapamięta: nie wolno się z nimi bratać. Ledwo pan z człowiekiem pogadał, głos usłyszał, już pan uwierzył, że gdzieś tam on istnieje, i już panu szkoda. Trzeba poprzestać na listach. Trochę człowieka papier zawsze przytrzyma: nie zna się chociaż głosu, w oczy nie trzeba patrzeć, zawsze to pomaga”.
IRONIA?
Weronika Murek znosi w swoich opowiadaniach granicę pomiędzy jawą a snem, racjonalnością a irracjonalnością. I choć nie jest w tym pierwsza ani zapewne nie będzie ostatnia, czyni to z dużą literacką wprawą. Prowadzi sprawną grę z czytelnikiem, jego skojarzeniami i czytelniczymi przyzwyczajeniami, nie ułatwia lektury. Z jednej strony uwidacznia wagę omawianych kwestii, z drugiej pokazuje, że człowiek swoim postępowaniem sam je niekiedy bagatelizuje.
Autora wypowiada się także na temat problemów ogólnospołecznych. Na przykład w opowiadaniu „Ołówek, siekierka, kijek” nawiązuje do sytuacji osób niepełnosprawnych umysłowo. Gospodarz zatrudniający ich przy pracach polowych udziela wywiadu mediom. Jest rozdarty między swoim kompleksem dotyczącym Zachodu (chce pozować fotografom na tle Akropolu) i dorobkiewiczostwem a rzeczywistą chęcią pomocy innym – „Z polecenia ich wziąłem znajomego psychiatry. Nie mieli wolnych łóżek, musieli ich jakoś rozlokować. Powiedziałem: wezmę, ale niech pracują. Nie ma nic za darmo”.
Autorka ze Śląska poddaje ponadto refleksji ludową tradycję polskiej kultury, silnie zakorzenioną w wierze w duchy. Nie wyśmiewa jej, ale traktuje ze zrozumieniem i przymrużeniem oka. Cały czas balansuje bowiem pomiędzy śmiertelną wręcz powagą a śmiechem, szczerym i zdrowym. Występująca w jej książce ironia nie jest zatem złośliwością czy pokazem intelektualnej przewagi, lecz próbą udowodnienia padającego w jednym z opowiadań stwierdzenia, że „świat jest wielkim zdumieniem”. Śmierć wciąż zadziwia i nadal burzy budowaną przez ludzi „z mięsa” materialną rzeczywistość. Na tym polega harmonia i przewidywalność „rzeczywistości inaczej”. Wymowa opowiadań nie jest zatem pesymistyczna.
Dobrze jednak, że dama w czepku zmodyfikowana przez Chmielewską, autorkę tzw. picturebooks, nie jest uśmiechnięta i pewna siebie. W przeciwnym razie nie można by jej rozśmieszyć i wyprowadzić z równowagi. Warto zauważyć, że czepek w średniowieczu oznaczał, że kobieta, która go nosiła, jest zamężna; czerwony sweter można odnieść do treści pierwszego opowiadania Murek; a ośnieżony (syberyjski?) las w tle do postaci Miczurina. Wszystko się w fabułach Weroniki Murek łączy i przenika jak w projekcie okładki, pozornie niepasującym do treści książki. A może autorka sprawdza po prostu nasze poczucie humoru?
JOLANTA NAWROT
Weronika Murek, „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
Tekst pochodzi z książki Festiwalu Fabuły 2016.
Zobacz także: Festiwal Fabuły: Grzegorzewska, Murek, Pustkowiak
JOLANTA NAWROT (ur. w 1992 r.), poetka, krytyczka. Laureatka Konkursu Poetyckiego im. Klemensa Janickiego (2015). Wydała tomik „Płonące główki, stygnące stópki”. Mieszka w Gółkowie i w Poznaniu.