Wera. Fryzjerka męska

7 lipca 2023

Grafika: Marcin Markowski

Powieść Zyty Rudzkiej „Ten się śmieje, kto ma zęby” zaskakuje na każdym kroku, a Wery – po prostu – nie da się zapomnieć. Pisarka udowadnia, że jak mało kto w najnowszej polskiej literaturze potrafi stworzyć bohaterkę z prawdziwego zdarzenia. Zyta Rudzka, tegoroczna laureatka Poznańskiej Nagrody Literackiej – Nagrody im. Adama Mickiewicza – swój najnowszy tekst buduje wokół jednej postaci: efektownej i fascynującej Wery, byłej właścicielki zakładu fryzjerskiego

Rudzka, znana wcześniej jako świetna dramatopisarka, zachowuje w powieści „Ten się śmieje, kto ma zęby” konstrukcję monodramu, który pozwala na silne wyeksponowanie postaci. Nie jest on bynajmniej introspekcją jednostki narcystycznej; w tekście dominuje atmosfera intymnego napięcia między bohaterką a zafascynowanymi i coraz mocniej wciąganymi w jej świat odbiorcami i odbiorczyniami. „Ten się śmieje, kto ma zęby” to powieść kameralna, choć mariaż bazarowej scenerii i dosadnego języka wywoływać powinny raczej poczucie stylistycznego nadmiaru. Taki jest jednak świat Wery, swobodnie nawiązującej kontakty nie tylko z innymi postaciami, ale także z czytelnikiem i czytelniczką, przekraczając w ten sposób barierę kartki. Zyta Rudzka udowadnia, że potrafi takie relacje w literaturze budować jak nikt inny.

 

Powolne oswajanie

Sposób, w jaki Rudzka stopniowo odkrywa przed czytelnikami i czytelniczkami zakamarki pamięci Wery, jest niezwykle przemyślany. Dzięki mechanizmowi wyparcia Wera, choć stale nawiedzana przez widma z przeszłości, pozostaje w stanie aktywnego i bezpiecznego „niepamiętania” o własnych traumach. Śmierć jej męża Dżokeja wyprowadza ją z letargu niepamięci, dekonstruując niejako palimpsest jej skomplikowanej przeszłości. To właśnie z nią bohaterka zmaga się podczas niekończących się wędrówek po mieście, którego granice są tam, gdzie znani jej ludzie. Nie uzyskamy jednak w najnowszej prozie Rudzkiej bezpośredniego wglądu w przeszłość Wery – widzimy tylko to, na co pozwala nam sama bohaterka. Swoją historię i uczucia odkrywa stopniowo – tak, jakby musiała się z czytelnikami i czytelniczkami najpierw oswoić, zaprzyjaźnić. Ta obustronna ufność czy z powieści medium pełne szacunku wobec doświadczenia Innego. Nakładanie się planów czasowych i stale dopełniające się opowieści świetnie wyzyskuje każdy przebłysk najmniejszego nawet detalu. Poznawanie jej życia w rwanej, czasem chaotycznej – tak jak sama natura pamięci – narracji przeradza się w powolny proces odkrywania Wery kawałek po kawałku. Chociaż nasza bohaterka z pewnością nie ma natury refleksyjnej, to jej bezpretensjonalny sposób bycia stanowi odświeżającą odtrutkę na patos i narcyzm naszych czasów. Rudzka konstruuje postać nieprzejrzystą, wieloznaczną; taką, która nie da nam żadnej prostej odpowiedzi – może dlatego, że sama jej po prostu nie zna. Wera nie jest kolejnym niekonsekwentnym i byle jakim „tworem z tektury”, posklejanym z różnych nadętych wersji psychoanalizy. Rudzka prowadzi ją niezwykle uważnie i czule, choć bez nadmiernego lukrowania. Do Wery, aby z nią być, należy się po prostu przyzwyczaić.

 

Język wykuty z doświadczenia

Chociaż Wera unika rozpamiętywania, przeszłość bohaterki przypomina małą kronikę problemów społecznych XX i XXI wieku. W końcu zmaga się ona nie tylko z brakiem wsparcia socjalnego, piętnowanym pochodzeniem czy wykluczeniem z powodu neoliberalnej stygmatyzacji braku potransformacyjnego sukcesu, ale także z przemocą wobec swojej nieheteronormatywności. Co ważne, w „Ten się śmieje, kto ma zęby” nie znajdziemy prób sztucznie tworzonej wspólnoty doświadczeń – pisarka zręcznie unika pułapki umoralniania społeczeństwa w imieniu tych, którym głos zostaje w ten sposób ponownie odebrany. Historia Wery przedstawiona jest jako zjawisko oddzielne i wyjątkowe, a autorce wyraźnie zależy, aby takie ono właśnie pozostało. Walka bohaterki o przetrwanie wyrażona zostaje także w tkanym misternie języku, do którego zostajemy wrzuceni bez ostrzeżenia. Wera nie daje nam nawet chwili oddechu i spektakularnie przejmuje narrację, przechwytując różne dyskursy – także te wrogie – i używając ich ponownie w odwróconej, funkcjonalnej dla niej samej wersji. Ten pozornie hermetyczny i nienaturalny, a jednak uważnie skonstruowany i zindywidualizowany sposób mówienia tworzy kampową mikronarrację, rozbijającą zastane klisze i schematy myślowe, które w przypadku Wery po prostu się nie sprawdzają. Jej życie nie jest pocieszającą i terapeutyczną historią sukcesu. Wera, tak jak jej język, jest mozaikowym zlepkiem wszystkiego, co w życiu przeżyła; razem wykuci i osadzeni w doświadczeniu stanowią parę zaskakująco spójną w swojej niekoherencji i rozchwianiu.

 

Ucieczka od normy

Kluczową rolę w życiu Wery jako osoby nieheteronormatywnej odegrała także przemoc w formie totalizującej agresji – co istotne: przychodzącej zawsze z zewnątrz. Wera nie internalizuje homofobii społeczeństwa, tym samym uzyskując od niego (pozorną) niezależność. Nieheteronormatywność postrzega ona jako naturalny, niepodlegający dyskusji składnik swojej osobowości. Taki sposób obrazowania kobiecej odmienności stanowi o wyjątkowości narracji w „Ten się śmieje, kto ma zęby” w polu polskiej literatury. Zyta Rudzka zwraca uwagę na możliwość (i rosnącą konieczność!) opisywania nieheteronormatywności jako naturalnego składnika tożsamości człowieka – przesuwając tym samym punkt skupienia z problematyzowania samej tożsamości na stereotypowy stosunek otoczenia jednostek.

Opowieść o „Ten się śmieje, kto ma zęby” byłaby jednak niepełna, gdyby nie wspomnieć o niej jako o historii drogi – Wera przez swoje stałe przemieszczanie się zdaje się unikać, czy też uciekać od podporządkowywania się normom. Być może jej niezliczone peregrynacje są próbą uwolnienia się od wszelkich preferujących statyczność sieci normatywności, w którą chcą ją wciągnąć ksiądz czy sąsiadka. Wyrazem walki z bezwolnością stają się w powieści właśnie buty, które – poszukiwane i nigdy nieodnalezione, będące niegdyś symbolem utraty i niemożności pożegnania ukochanej osoby – zostają przez nią aktywnie odzyskane w żałobie po Dżokeju. W ten sposób buty – już nie świecące i nowe, ale pomalowane i z odzysku – wskazują na możliwość ponownego przejęcia kontroli. Chociaż odebrano Werze możliwość przeżycia żałoby po Zośce, z Dżokejem może ona pożegnać się na swój sposób.

Choć bohaterka powieści Zyty Rudzkiej doświadcza w swoim życiu różnorodnych przejawów przemocy – bardziej jednak niż jako ofiara, Wera jawi się nam jako survivor. Jej historia nie kończy się na Zośce, Dżokeju czy zamknięciu zakładu – przecież Wera ma zawsze znacznie więcej do opowiedzenia. Bo Wera to zawsze „więcej” – więcej niż fryzjerka męska, więcej niż ofiara transformacji ustrojowej, więcej niż wdowa i więcej niż osoba żyjąca na granicy ubóstwa, zręcznie wymykając się tym samym wszelkim schematom, przez pryzmat których wygodnie byłoby nam patrzeć na jej życie. Zyta Rudzka w swojej najnowszej powieści zaprasza czytelników do zapoznania się z fryzjerką męską Werą, której życie bywało skomplikowane i trudne. Z bohaterką pękniętą, ale przez to ludzką i bliską w swojej niedoskonałości. Ale Werze (jak i nam, czytającym o jej przygodach) bywało w życiu także wesoło. Zyta Rudzka w „Ten się śmieje, kto ma zęby” pokazuje, że o najważniejszych sprawach można mówić także prosto. To tylko tyle i aż tyle.

 ANNA ARTWICH

Zyta Rudzka, „Ten się śmieje, kto ma zęby”, Wydawnictwo W.A.B., 2022.

 

Queerowe zabawy z kanonem >>

Dorota Masłowska w Zamku. Teleport do drugiego człowieka  >>

Instrukcja obsługi slamu >>

D
Kontrast