Tomasz Bąk: „Pana Samochodzika” tłukłem naprawdę mocno
3 czerwca 2019
Czytam niewiele prozy, w ogóle jestem mało narracyjnym człowiekiem. Z tego samego powodu nie bardzo się wkręcam w seriale, nie mam subskrypcji ani na Netflixie, ani na HBO. Z Tomaszem Bąkiem, poetą, laureatem Poznańskiej Nagrody Literackiej, rozmawia Anna Solak.
Co teraz czytasz?
Ostatnio John Irving – „Świat według Garpa”, do którego wróciłem po latach. Traktuję to jako idealne czytadło do pociągu, to zabawna lektura. W domu czytam namiętnie „Wielką księgę koszykówki” Billa Simmonsa, trochę pod kątem własnej twórczości, bo powoli szykuję książkę z wątkami koszykarskimi. W Polsce nie pisze się takich wierszy, dlatego poszedłem z tym do Darka Foksa, bo właśnie do niego idzie się z dziwnymi projektami. To tak zwana niepoważna propozycja wydawnicza (śmiech). Koszykówka to zresztą dyscyplina, którą sam trenowałem i która od zawsze mnie fascynowała. Lata 90., ich końcówka, to interesujące czasy dla tej dyscypliny, moment bezkrólewia w NBA, kiedy skróty rozgrywek transmitowała nawet polska telewizja. Moja dziewczyna ma mnie teraz dość, bo właśnie trwają play-offy, więc siedzę do 4–5 rano i oglądam mecze. Bardzo dobrze się bawię, czytając tę książkę.
Co dalej?
Planuję zamówić nowy wybór wierszy Krzysztofa Jaworskiego. To autor, do którego bardzo długo nie mogłem się przekonać, a teraz znów chcę spróbować. Przy okazji wróciłem też do Barańczaka. Czasem jest tak, że czytam 6–7 książek jednocześnie, piętrzą się potem przy łóżku w niebezpieczne stosy. Teraz ze względów lokalowych upycham je w różne miejsca.
To jakaś forma oszukiwania rzeczywistości – książek wciąż przybywa, ale mniej je widać.
Tak, ale naprawdę staram się odchodzić już od zbieractwa, tym bardziej że przerabiałem już w życiu sporo przeprowadzek. W pewnym momencie miejsce na książki po prostu się kończy. I tak godzę się na sporo wyrzeczeń, bo poza „Literaturą na Świecie” przestałem kupować prasę literacką. Zajmowała mi sporo miejsca, a zwyczajnie nie miałem serca potem jej wyrzucać. Staram się też zdobywać PDF-y tomików poetyckich, żeby nie gromadzić ich fizycznie zbyt wiele.
To może kup sobie czytnik? „Wielka księga koszykówki” – jak sama nazwa wskazuje musi być uciążliwa w podróży.
W czytniku nie ma niestety niczego romantycznego. Jedyny romantyzm to być może to, że już Lem przewidział powstanie tego wynalazku. Mimo to kupiłem go dziewczynie na święta. Ona też pisze, poza tym namiętnie czyta kryminały, które zazwyczaj są sążniste, więc uznałem, że to dobry prezent. Mnie kryminały jakoś nie przekonują. Sam czytam książki z zakresu kapitalizmu, a więc też o zbrodni, tyle że bardziej misternej, na większą skalę.
Naprawdę nie masz ulubionego kryminału?
Mam jeden – „Zły” Tyrmanda. Ze względu na opis miasta i rzeczywistości lat 50. W ogóle czytam niewiele prozy, zaledwie kilka tytułów w roku. Jestem po prostu mało narracyjnym człowiekiem. Z tego samego powodu nie bardzo się wkręcam w seriale, nie mam subskrypcji ani na Netflixie, ani na HBO.
Mówisz poważnie?
Okej, ostatnio coś tam widziałem, bo byłem bardzo ciekaw ekranizacji „Ślepnąc od świateł” Żulczyka, chciałem zobaczyć, jak to wypadło. Za to bardzo lubię animacje. Jestem wielkim fanem „Simpsonów” i „Ricka i Morty’ego”, czyli kreskówek dla dorosłych. Podobnie jak gier komputerowych.
No to teraz pytanie – „Wiedźmin” najpierw w grze czy w książce?
W „Wiedźmina” akurat nie grałem, bo mój komputer służy do pisania, a PlayStation 3 mam dopiero od niedawna.
Pożyczasz swoje książki?
Pożyczam i zazwyczaj kiepsko na tym wychodzę. Parę lat temu Krytyka Polityczna wydała taką książkę o punku – „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978–1984” Simona Reynoldsa. Sposób, w jaki ta historia została opowiedziana i przeanalizowana, jest świetny. Fantastyczna rzecz. Dzięki niej odkryłem wiele kapel, których wcześniej nie znałem.
Krytyka Polityczna raczej nie wznawia swoich książek. Z tego miejsca apelujemy, żeby posiadacz tej książki ją zwrócił.
No właśnie. Co mi jeszcze zginęło?
Jeżeli nie pamiętasz, to znaczy, że nie były to aż tak istotne książki.
Niektóre zaginione książki udało mi się odzyskać w inny sposób. Przez długi czas tęskniłem też do „Pasji” Przemka Owczarka. Nie wróciła do mnie wtedy, ale w zeszłym ubiegłym roku wydawnictwo pozbywało się swoich starych wydań, które zalegały w magazynie, i w ten sposób odzyskałem „Pasję”, której nie można było już wówczas kupić. Zresztą w podobny sposób zyskałem wtedy dwa egzemplarze mojej pierwszej książki, bo ostatni egzemplarz zjadł mi pies.
Niezła recenzja…
Kot na okładce – myślę, że to był element decydujący. Tęsknię jeszcze do „Czyj kryzys, czyja odpowiedź?” Susan George. To książka o kryzysie finansowym 2008 roku, jedna z pierwszych tego typu książek wydanych po polsku. Wtedy wydawała mi się bardzo sensowna, więc chętnie wróciłbym do niej po latach, żeby sprawdzić, czy faktycznie taka jest.
Jakieś czytelnicze rytuały?
Czasem zaginam strony, kiedyś podkreślałem.
Ołówkiem czy długopisem?
A to już zależało od tego, co akurat miałem pod ręką. Tylko nie markerami, bo męczy mnie ich neon. Sartre’a mam całego popodkreślanego.
To teraz wyjaśnij, skąd tak duża rozbieżność gatunkowa w Twoich czytelniczych wyborach.
To prawda, trochę skaczę po tematach. Z wykształcenia jestem ekonomistą, więc tematyka ekonomiczno-społeczna bardzo często jest u mnie na tapecie. Przez ostatnie pół roku tego typu książki dominowały u mnie, bo były mi potrzebne literacko. Natomiast do poezji zawsze chętnie zaglądam.
Nie boisz się, że to, co czytasz, wpłynie na to, jak piszesz?
Nie, nie widzę takiego ryzyka. Chociaż czasem, redagując swoje teksty, łapię się na tym, że pojawia się w nich słowo, które tydzień wcześniej widziałem w wierszu innego autora.
I co wtedy?
To zależy. Liczba słów w języku polskim jest ograniczona, zresztą nie należę do autorów, którzy wykłócaliby się o to, kto po raz pierwszy użył danego słowa. Chociaż pamiętam pewną internetową kłótnię dwóch poetów…
Te są najgorsze.
… w której pojawił się nartnik. Wiesz, czym jest nartnik?
Brzmi jak gatunek rośliny albo owada.
Doskonale! To owad, który w dodatku – uwaga, tu wkraczamy w rejony poetyckie – jak Jezus chodzi po wodzie.
Kojarzę. Robi przy tym takie delikatne wgniecenia w tafli wody.
I właśnie o tego jednego nartnika poszło obu autorom, z których każdy okopał się na swojej pozycji. Osobiście, kiedy chcę być pierwszy w kwestii jakiegoś słowa, to po prostu je sobie wymyślam. Myślę, że to bardziej sprawdzona metoda (śmiech).
Reportaże też czytasz?
Ostatnio „Wolność i spluwa. Podróż przez uzbrojoną Amerykę” Dana Bauma – o powszechnym dostępie do broni w Stanach Zjednoczonych. I obie książki Martína Caparrósa – „Głód” i „Księżyc. Od nowiu do nowiu”. Genialne, zwłaszcza „Głód”!
A co z biografiami? Michael Jordan na pewno ma kilka biografii.
Niedawno wyszła biografia Raya Allena. Pomnikowa postać. Modelowy przykład sportowca, który może być wzorem dla młodzieży. Gość, który po prostu wykonywał swoją pracę i robił to najlepiej na świecie.
Książki Twojego dzieciństwa?
Rzadko do nich wracam. Ale zdecydowanie bardziej Nienacki niż Niziurski. Tego „Pana Samochodzika” tłukłem naprawdę mocno. A z tych nieco bardziej traumatycznych, dokładnie z czwartej klasy podstawówki baśń „O krasnoludkach i sierotce Marysi”.
Dlaczego traumatycznej?
Byłem takim bardzo starym dzieckiem i czułem, że ta historia obraża moją inteligencję. Pamiętam, że była do przeczytania na poniedziałek i przez cały weekend strasznie się męczyłem z tą książką. Z kolei w gimnazjum kiepsko zniosłem „Krzyżaków”, bo ani tematyka rycerska nie kręciła mnie jakoś bardzo, ani sam styl Sienkiewicza.
Komiksy?
Bardzo rzadko. W dzieciństwie czytałem „Kaczora Donalda” i wszystko z uniwersum Marvela, zazdrościłem Spider-Manowi koordynacji ruchowej. Obecnie album komiksowy, który zająłby dłuższą chwilę, byłby jednak gruby, więc rzecz znowu rozbija się o warunki lokalowe.
Znowu to samo alibi.
To nie alibi, to rzeczywistość.
Nauczyłeś się czytać sam?
Ciężko powiedzieć, ale na pewno duży wpływ na to miała moja babcia, pedagog z 47-letnim stażem. Za dzieciaka interesowałem się wieloma rzeczami: motoryzacją, lotnictwem wojskowym, zwierzakami, geografią. Miałem taki atlas dla dzieci z rysunkami tego, co się z danym krajem najbardziej kojarzy i pamiętam, że było mi przykro, bo inne kraje miały wieżę Eiffla, Krzywą Wieżę w Pizie albo Jezusa z Rio, a przy Polsce był narysowany ziemniak i wieprzowina.
My, tu w Poznaniu, pewnie byśmy się o tego ziemniaka nie obrazili.
Przypomniałem sobie jeszcze jedną książkę z dzieciństwa, którą mam do dzisiaj i do której zaglądam z sentymentem – „Skrzaty”, fenomenalna rzecz. Duży format, obwoluta, przepiękne kolorowe ilustracje, często na całą stronę. A w środku opisy skrzatów i tego, jakie każdy z nich ma obowiązki czy rzekome zwyczaje. Od znajomej, która pracuje w księgarni dla dzieci, wiem, że niedawno została nawet wznowiona.
W Twoim domu rodzinnym było dużo książek?
Sporo. I moi rodzice, i moi dziadkowie czytali. Brat babci zawsze mówił, że książka może się rozpadać, mogą z niej uciekać strony, ale nie wolno jej wyrzucić. To chyba zostało w rodzinie, do dzisiaj obdarowujemy się książkami. Mój tata, pracując kiedyś w szkolnej bibliotece, uratował przed zniszczeniem kilka tomów dzieł Lenina, bo – abstrahując od treści – szkoda mu je było wyrzucić. Niestety, nie jest to komplet.
rozmawiała: ANNA SOLAK
TOMASZ BĄK (ur. 1991) – kolektyw schizofreniczny, autor trzech książek poetyckich: „Kanada” (WBPiCAK 2011), „[beep] Generation (WBPiCAK 2016), „Utylizacja. Pęta miast” (WBPiCAK 2018). Laureat Konkursu Poetyckiego im. Klemensa Janickiego w 2011, Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2012 za debiut roku, a także poznańskiej Nagrody Literackiej 2019 (Stypendium im. S. Barańczaka). Nominowany do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej 2017 oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2019 w kategorii książka roku. Mieszka w Tomaszowie Mazowieckim.
ANNA SOLAK (ur. 1987) – dziennikarka i redaktorka miesięcznika „IKS” i portalu Kulturapoznan.pl. Absolwentka historii, dziennikarstwa i Polskiej Szkoły Reportażu. Miłośniczka literatury pięknej i non-fiction. Książki czyta w każdej wolnej chwili i miejscu.