Skąd przychodzi ten chłopak?

20 maja 2024

„Idzie tu wielki chłopak” Grzegorza Bogdała to wciągająca książka – nie tylko ze względu na czujność i celność obserwacji. Autor niekiedy wzrusza, innym razem niewymuszenie bawi, za każdym razem brzmiąc tak samo przekonująco.

 

Podążając za genezą tytułu „Idzie tu wielki chłopak”, dochodzę do wniosku, że jest to książka o rodzinie. W opowiadaniach Grzegorza Bogdała pojawiają się umierające ciotki, rodzice w „wątpliwym” stanie psychicznym oraz mniej lub bardziej radzące sobie w życiu córki i synowie. Nie są oni bohaterami banalnych historii obyczajowych, choć autor potrafi przenikliwie opisać ich/nasze codzienne realia. To, co napędza „Chłopaka…”, to przepływy energii i momenty jej największego zagęszczenia.

 Świecka mitologia

Nie twierdzę, że w opowiadaniach Bogdała panuje atmosfera dziwności, niemniej jednak roi się w nich od zdziwaczałych postaci i niespotykanych zjawisk. I choć żadna z czytelniczek nigdy w życiu może nie zobaczyć znikającego za sprawą magicznej sztuczki mostu, dziewczynki o szklanym oku zajmującej się kucykiem wielkości psa czy sąsiada paradującego po mieszkaniu w stroju kosmonauty – wszystko, o czym pisze Bogdał, mieści się na skali rzeczy prawdopodobnych.

Jeśli rozumieć termin „realizm magiczny” jako odwołujący się do mitologii danej kultury i wywodzący z niej to, co endemiczne i budzące zwątpienie wśród członków innych społeczności, pokuszę się o stwierdzenie, że właśnie z tym mamy tu do czynienia. „Idzie tu wielki chłopak” nie niesie w sobie diagnozy czasu bez mitów – opowiada dzisiejszą, świecką mitologię polską. Są to więc historie o rodowodzie myśli i zachowań nielogicznych, o postaciach posiadających głębię psychologiczną, będących jednak emblematycznymi dla klasy średniej (jeśli takowa istnieje, oto dowód na jej zróżnicowanie).

Geneza urojeń

Głównym bohaterem cyklu spajającego zbiór jest Szymon – rysownik i scenarzysta komiksowy, którego skonfliktowani rodzice w młodości kręcili się w środowiskach punkowych, a aktualnie dzielą po połowie jeden dom, samotnie zmagając się ze swoimi problemami. Jego partnerka Anna to niedoszła doktora filmoznawstwa, która przebranżowiła się na archeolożkę i wyjechała prowadzić badania za granicą. W tym miejscu należy się przynajmniej jedno sprostowanie – w otwierającym cykl opowiadaniu, Krzysztof, ojciec bohatera, znajduje się w szpitalu psychiatrycznym. W kolejnym, Szymon zawozi go do tegoż szpitala, w następnych Krzysztof mieszka w swoim domu, który w nocy zapada się w połowie pod ziemię, a na koniec ojciec zabiera swojego pięcioletniego syna na wycieczkę…

„Chłopak” idzie „tu”, ale w taki sposób, jakby puszczono nagranie od tyłu. Za pomocą tej odwróconej linii czasu Bogdał pokazuje, jak to, co obecnie może być społecznie ostracyzowane, a przynajmniej nietypowe, stanowi podszewkę mentalności społeczeństwa. Autor wskazuje na genezę urojeń i sposób, w jaki realne przeżycia tworzą z czasem tkankę schizofreniczną.

Grzegorz Bogdał, „Idzie tu wielki chłopak”, Wydawnictwo Czarne 2023

Przy końcu świata?

„Idzie tu wielki chłopak” pokazuje również przekrój chorób – od zaburzeń psychicznych (bohaterowie biorą antydepresanty, zmagają się z alkoholizmem) do kamicy nerkowej i przewlekłego kaszlu; postacie doświadczają też różnych przystanków na spektrum neuroatypowości. Zdecydowanie więcej tu śmierci niż narodzin – pierwsze słowa książki brzmią: „Co za Piękne Pożegnanie”. Matki rozważają samobójstwo, rodziny czuwają przy umierających, kobiety czekają, aż ich ukochani skończą odsiadywać wyroki za morderstwa, a samotni mężczyźni grzebią swoje zmarłe psy. Wszystko zmierza ku niechybnemu końcowi, jednak Bogdałowi udaje się uniknąć nieproduktywnych scenariuszy apokaliptycznych.

Wpisałabym tę książkę w nurt opowieści snutych przy końcu świata, o których pisała Donna Haraway w eseju „Nie uciekajmy przed kłopotami”[1]. Nikt z nas nie uniknie jakiegoś rodzaju zakończenia i świadomość tego odbiera nam język. Właśnie dlatego potrzebujemy pisarek i pisarzy, którzy opowiedzą nam historie stworzone do powtarzania sobie wzajemnie – niekoniecznie przy ognisku, ale w zwyczajnych miejscach: ciasnych kuchniach bez okien, na kanapach w holach hotelowych, w drodze samochodem czy pod sklepem.

Powodem, dla którego „Idzie tu wielki chłopak” nie wywołuje nastrojów depresji i rezygnacji, jest specyficzny rodzaj nadziei, którą wplata między wierszami autor. Bohaterowie opowiadań odczuwają ją w momentach przejściowych – w trakcie pożegnań czy bliskości śmierci. Gabriel „ledwo czegoś dotknął, a od razu strzelał prądem z palców”, a Andrzeja rozpierał „gwałtowny przypływ energii. Ten prąd, co porusza palcami, kiedy włożysz dłoń do rwącej rzeki”. Stany napięcia mają podwójny wymiar, występując przy okazji wielkich i małych pożegnań i tym samym transferując energię z jednego obiektu w drugi. Przeskokom energetycznym towarzyszą basowe drony, powtarzające się fale buczących dźwięków. O muzyce dronowej jako muzyce cywilizacyjnej (tak jak cywilizacyjne bywają choroby) pisał Filip Szałasek w artykule „Drony, czyli antykapitalistyczna i bezczasowa muzyka minimalistyczna”[2].

Zdaje się, że Grzegorz Bogdał poczynił podobne rozpoznania. Jednocześnie usłyszał ten, bądź co bądź, dyskretny, a jednak wszechobecny rodzaj dźwięku, i zauważył, że może on uspokajać lub wprowadzać w trans. W świecie rozdygotanym od zachodzących w przyspieszonym tempie zmian nieustannie „Słychać coś jak rozciągnięte, spowolnione techno”, a „echo rozwala muzykę […] na kawałki i skleja z powrotem nie tam, gdzie by pasowało”. Mnóstwo jest różnego rodzaju szumów i hałasów, do których nastrajają się, niby instrumenty, bohaterowie. Na przykład Wojtek w opowiadaniu „Złoty trójkąt” słuchał black metalu, ale „po cichu, podobało mu się jedynie brzmienie gitar i perkusji. […] W ciągu dnia drzemał przy tym szeleście i szumie”.

Energetycznie i estetycznie

„Idzie tu wielki chłopak” jest wciągającą (i satysfakcjonującą) książką nie tylko ze względu na czujność i celność obserwacji współczesności, która cechuje Bogdała, ale też dzięki wykonanej przez niego drobiazgowej pracy na poziomie formalnym. Interesują mnie napięcia zachodzące między takim a nie innym zestawieniem ze sobą opowiadań, a także wykorzystane w nich zabiegi chronologiczne. Ponadto niezwykle ciekawy jest język, którym bohaterowie-narratorzy opowiadają o swoich przeżyciach za pomocą perspektywy pierwszoosobowej lub poprzez mowę zależną, wtrącając się w tok wypowiedzi innych. Dzięki tym operacjom otrzymujemy mariaż wysoce poetyckich struktur językowych i mowy potocznej. Pod tym względem opowiadania Grzegorza Bogdała przypominają „Dwie powieści ruchu” Mateusza Górniaka. Są być może bardziej stonowane pod względem wyrażania ekstatyczności, ale niosą wysoki (o ile nie wyższy) ładunek energetyczny i estetyczny.

„Idzie tu wielki chłopak” niekiedy wzrusza, innym razem niewymuszenie bawi, za każdym razem brzmiąc tak samo przekonująco. Andrzej, wspomniany już bohater opowiadania „Przeprawa”, który zarabia na życie koszeniem trawy, a w wolnym czasie pije wódkę ze swoim przyjacielem Sebciem, zaskakuje czytelniczkę takimi refleksjami: „[Sebcio] stoi niżej, unosi ręce, głową ociera się o mój mostek. Gdybym był wieżą kościoła, to on olbrzymem. Słuchaj, jak spadające serce gruchocze mnie od środka”, by po chwili dodać: „Chciałbym to, kurde, zobaczyć.”

 

Grzegorz Bogdał, „Idzie tu wielki chłopak”, Wydawnictwo Czarne 2023

 

AMELIA WIELICKA

 

[1] Donna J. Haraway, „Nie uciekajmy przed kłopotami. Antropocen – kapitałocen – chthulucen”, [w:] tejże, „Antropocen czy kapitałocen? Natura, historia i kryzys kapitalizmu”, pod red. Jasona W. Moore’a, Poznań 2021.

[2] Filip Szałasek, „Drony, czyli antykapitalistyczna i bezczasowa muzyka minimalistyczna”, krytykapolityczna.pl/ [dostęp: 15.04.2024].

Usłyszeć śpiew dżdżownic >>

Dorota Masłowska w Zamku. Teleport do drugiego człowieka  >>

Instrukcja obsługi slamu >>

D
Kontrast