„Reneta”, czyli opowieść o zmęczeniu klasy kreatywnej

20 maja 2024

Czego dowiadujemy się z „Renety” Barbary Klickiej? Przede wszystkim, że trudno funkcjonować bez bezpieczeństwa socjalnego, które zapewnia umowa o pracę. Utwór zabiera nas w oniryczną podróż, w której towarzyszymy zmęczonej ciągłymi zmianami pracy Mirze. Jednak książkę warto przeczytać także ze względu na sposób, w jaki została napisana. To język stanowi o jej sile.

Poezja Barbary Klickiej została uhonorowana jednymi z najważniejszych wyróżnień w kraju. Autorka jest laureatką Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” oraz Nagrody Literackiej Gdynia. W 2019 roku jej debiut prozatorski „Zdrój” nominowano do Nagrody Literackiej Gdynia oraz do Nagrody Conrada. W październiku 2023 roku ukazała się kolejna książka Klickiej – „Reneta”. Jej przynależność gatunkowa sytuuje się pomiędzy prozą poetycką a powieścią.

Na słuch

Mam wrażenie, że na niekorzyść „Renety” działa sposób, w jaki została wydana. Okładka, ozdobiona nieregularnymi wzorami w jaskrawych kolorach, wyraźnie kontrastuje ze stonowaną narracją. Nie pomaga także opis na odwrocie: „[…] to postapokaliptyczna opowieść o tym, jak wiele razy można restartować własne życie. O zmęczeniu, ruchu i zastyganiu. O tym, że niektóre jabłka już rodzą się stare”. Ostatnie zdanie być może warto byłoby zastąpić cytatem (np. „[…] niektóre, nie niepokojone, już gniją w trawie. […] Po braku uwagi odziedziczyły piegi, pryszcze, koślawe wypustki, żadne nie nadaje się na obrazek.”). Dwa poprzedzające tę refleksję stanowią zalążek interpretacji książki. Zdaje się, że to odczytanie niekoniecznie jest najbardziej trafne, a utwór zamiast obiecanego na okładce podnoszenia się po apokalipsie opowiada o stresie („dzięki ludzkiej determinacji, z powodu skoncentrowanego wysiłku badaczy – od dwóch tygodni znowu śpię”), braku bezpieczeństwa socjalnego („skoro zarabiamy tyle, że po opłaceniu rachunków zostaje nam co najwyżej na żarcie i buty, to przynajmniej byłoby miło, żeby zwolnienie nas zajmowało więcej niż trzy minuty”) i w mniejszym stopniu – chorobie („Znam dużo śmiesznych historii z uzdrowisk”). Choć istotnie narratorka na pierwszej stronie wykazuje się emfazą:

Po wszystkim wróciłam. To znaczy: kiedy moje drugie miasto wybuchło, zamieszkałam w swoim pierwszym mieście, w tym, w którym żyłam, kiedy jeszcze to nie ja żyłam. Trudno to nazwać przeprowadzką, trudno to w ogóle nazwać, po prostu – któregoś dnia żaden z nowych adresów nie był już mój, więc trafiłam pod jeden z tych, które pamiętałam z przeszłości.

Klicka na kolejnych stronach porzuca nieco nadmiernie wzniosły styl pierwszego akapitu. Pewną obawę budzi sposób, w jaki zestarzeją się niektóre modne obecnie słowa („info”, „landlordka”) i wyrażenia ( „robić robotę”). Czy za kilka lat nie będą trącić myszką? Obecnie dobrze rezonują z treścią i pokazują niezwykły słuch językowy autorki.

Barbara Klicka, „Reneta”, W.A.B. 2023

Kąśliwie i ironicznie

Dzięki znakomitemu „Zdrojowi” mogliśmy poznać realia pobytu w uzdrowisku dziecka i młodej dorosłej. Czego dowiadujemy się z „Renety”? Przede wszystkim tego, że trudno funkcjonować bez bezpieczeństwa socjalnego, które zapewnia umowa o pracę. Utwór opowiada o Mirze, kobiecie która pracowała w rozmaitych zawodach, od tych dotyczących kultury i sztuki, po call center. Wycieńczona ciągłymi zmianami pracy i chorobą oraz pozbawiona perspektyw na kupno mieszkania bohaterka przenosi się z miasta do położonego obok sadu domu, którego 4/17 odziedziczyła po siostrze swojej matki. Fabuły w książce niewiele. Można jeszcze dodać, że w domu, do którego się przeprowadziła, mieszkają dwie siostry cioteczne, a w najlepszym fragmencie utworu Mira podejmuje próbę założenia związku zawodowego.

Wspomniany wyżej passus jest fenomenalnym, pełnym kryptocytatów, drapieżnym pastiszem korporacyjnej nowomowy i pop psychologicznych sloganów oraz szczerym zapisem złości pracowników kultury:

[…] znalazłam nową pracę pełną ciekawych wyzwań […] sama sobie jestem sterem i sterem, bi tu bi […], poczułam siłę i czas, zakładam więc związek zawodowy. Znaczy nie całkiem, wiadomo, ale coś może na obraz i podobieństwo. Bo już naprawdę dość tego, dość, kto nas będzie szanował, jeśli my się nie uszanujemy, kto o nas zadba, jeśli nie my sami, mówię […]. Kiedyś w odpowiedzi na nasze zgłoszenie dostawaliśmy maile pełne informacji o tym, że chcemy oddać się branży, która w ogóle nie jest branżą, jest kreatywną bitwą, tworzeniem nowej jakości, nowego słownika, nową przestrzenią wyrażania niewyrażonych dotąd idei, teraz w odpowiedzi na ogłoszenia dostajemy info o tym, żebyśmy się przekwalifikowali, więc wracamy do naszych trzydziestosześciometrowych, wynajętych mieszkań i marzymy o dwóch pensjach na skromnym metrażu, marzymy o tym, żeby ktoś czasem napełnił lodówkę […] nie jesteśmy tacy samodzielni i ładni […] ale my przecież też mamy prawo […] no kurwa, to nie jest świat tylko dla moniki bellucci, dla tych, którzy pokończyli ekonomię z zarządzaniem […] nasze podania o kolejne posady po wielokroć opasałyby ziemię, to nami się robi projekty, to nami się autsorsuje, to do nas wpływa średnio trzydzieści osiem pitów, a imię każdego z nich to czterysta czterdzieści i cztery, to my, każde samo, robimy to dzieło i jesteśmy śmiertelnie zmęczeni. […] razem, młodzi przyjaciele, jesteśmy klasą kreatywną, nikt nie przewidzi naszych ruchów, nasze hasła mogą nawiązywać do kultury i sztuki, nasze postulaty będą brać pod uwagę historię ludzkich protestów, nikt przecież nie stworzy tak fantazyjnych transparentów jak my.

Czy jest to aluzja do zrzeszającej polskich pisarzy, powstałej w 2017 roku Unii Literackiej, do której „członków założycieli” należy Klicka? Być może. Tak czy inaczej, pisarka jest tu w swojej formie olimpijskiej. Żałuję, że to nie tym fragmentem zapowiadano treść na okładce.

Przedsięwzięcie chyba się nie powiodło, bo Mira wróciła do rozsyłania CV. Żałuję, że opisowi ciężkiej doli „ludzi kultury” niemal nie towarzyszą sceny z ich życia, dzięki czemu czytelnik mógłby lepiej poznać tę grupę zawodową. Z dużą przyjemnością poczytałabym o życiu pisarzy, opisanym ironicznie-kąśliwym stylem Klickiej.

Oniryczna podróż

Utwór warto przeczytać przede wszystkim dla sposobu, w jaki został napisany. Język stanowi o jego sile. Autorka doskonale czuje polszczyznę. Niektóre fragmenty można by mylnie przypisać Dorocie Masłowskiej, u której także fabuły niewiele, a to co najciekawsze, znajdujemy w monologach wewnętrznych i dialogach. W nielicznych fragmentach można mieć poczucie, że pisarka nieco przeszarżowała („Szłam długo, żeby rzeczy miały okazję i czas się wydarzyć, ale nie skorzystały”), ale można je odczytać także jako urocze i pasujące do poetyckiej aury, która otacza tę opowieść.

Utwór zabiera nas w oniryczną podróż, w której towarzyszymy zmęczonej ciągłymi zmianami pracy Mirze. Chciałoby się może, by w „Renecie” oprócz kunsztu językowego, znaleźć także realistyczne wątki dotyczące życia we współczesnej Polsce. W niewiele dłuższym „Zdroju” (127 stron) pisarka zaprezentowała, że potrafi je znakomicie wprowadzać. Po lekturze pozostajemy z jednej strony z zachwytem, z drugiej jednak pewnym niedosytem. Chciałabym, żeby Klicka do tych 106 stron dopisała jeszcze chociaż 20. Nie jest to jednak czytelnicze niespełnienie, a niedosyt właśnie.

AGATA KNOPIK

Barbara Klicka, „Reneta”, W.A.B. 2023

 

Agata Knopik – doktorantka Szkoły Nauk o Języku i Literaturze Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Publikowała m.in. w czasopismach: CzasKultury.pl, „Meluzyna. Dawna Literatura i Kultura”, „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Należy do Polskiego Towarzystwa Badań nad Wiekiem Osiemnastym oraz International Society for Eighteenth-Century Studies. Laureatka grantu w ramach programu Inicjatywa Doskonałości-Uczelnia Badawcza.

 

 

„Gorzko, gorzko” Joanny Bator – „czyli inaczej niż w życiu” >>

Dorota Masłowska w Zamku. Teleport do drugiego człowieka  >>

Instrukcja obsługi slamu >>

D
Kontrast