Przekorny Różewicz. O pewnym „Wieczorze”
3 grudnia 2021
Powiedzieć o Różewiczu, że jest jedynie poetą Holocaustu, to jak uznać, że jest autorem zaledwie kilkudziesięciu wierszy i nie przeżył, prawie nieustannie pisząc i publikując, dziewięćdziesięciu trzech lat życia.
„Różewicz zrodził się jako poeta Holocaustu – zjawiska wyjątkowego, i takim pozostał” – pisała Maria Janion o autorze kanonicznego już wiersza „Ocalony”. To niewątpliwie jest i będzie podstawowy kontekst, w którym szkoły i uniwersytety umieszczają Tadeusza Różewicza, który w 2021 obchodziłby stulecie urodzin.
Przeżycia z czasów wojny, „zarażenie śmiercią” i próba „tworzenia poezji po Oświęcimiu” stanowią prymarny element literackiej biografii Różewicza, który doświadczył rzeczywistości II wojny światowej, walcząc w partyzantce i tracąc ukochanego brata Janusza. Jednak powiedzieć o Różewiczu, że jest jedynie poetą Holocaustu, to jak uznać, że jest autorem zaledwie kilkudziesięciu wierszy i nie przeżył, prawie nieustannie pisząc i publikując, dziewięćdziesięciu trzech lat życia.
Andrzej Skrendo, znakomity badacz, w książce poświęconej Różewiczowi postawił tezę, że całe jego pisarstwo jest próbą przekroczenia granic literatury – rozwijania jej poprzez nowe style mówienia, ale i dodawania nowych obszarów rzeczywistości. Jednym z nich była właśnie Zagłada, a w późniejszych latach mogła to być np. krytyka konsumpcjonizmu czy miałkość życia społecznego odzwierciedlająca się w kryzysie języka codziennego.
Oczy (i uszy) Różewicza pozostawały przez lata otwarte, dlatego też znajomość tej poezji musi oznaczać równoległą lekturę wybitnego wiersza „Warkoczyk” (1948) i satyrycznego, późnego poematu „Walentynki” (1996).
STARY POETA PRZYJACIEL
Tadeusz Różewicz poznał Leopolda Staffa jesienią 1947 roku. Ich przyjaźń – tak osobista, jak i poetycka – trwała do śmierci Staffa (1957). Gdy się poznali, Staff dobiegał siedemdziesiątki, był uznany za nestora polskiej poezji, był Starym Poetą (tak Różewicz nazywał go w swoich wierszach). Różewicz miał lat dwadzieścia pięć i był świeżo po wydaniu „Niepokoju”.
Staff otoczył go opieką i wsparciem starszego kolegi. Wbrew pozorom była to jednak relacja symetryczna – Staff przyznawał się do inspiracji poetyką młodego poety, szukając prostoty formy dla swoich ówczesnych wierszy (por. zbiór „Wiklina” z 1954 roku).
Różewicz bardzo przeżył śmierć Staffa, pisał w „Kartkach wydartych z «dziennika gliwickiego»” z datą 27.10.1957 r.: „Umarła matka. Umarł Staff. Mój stary przyjaciel. Mój najlepszy przyjaciel. Nigdy od niego kropli goryczy nie wypiłem. Dobry, uczynny, uważny – przy tym krytyk – kiedy trzeba. Kochany Człowiek. Odszedł. Stary Przyjaciel, przyjaźniliśmy się jak brat z bratem – poeta z poetą”.
Staff bywał bohaterem wierszy Różewicza, uosabiając klasyka, figurę poety znającego tajemnicę Poezji (np. „Niejasny wiersz”, „związany”, „Lira Leopolda Staffa”). Po latach ukazał się tom Różewicza „szara strefa” (2002), zakończony „Appendiksem” – poetyckim dialogiem z poezją Staffa z tomu „Dziewięć muz”. Był to swego rodzaju sprawdzian dla, mogącej się wydawać w pierwszej dekadzie XXI wieku, anachronicznej poetyki Starego Poety; była to także rozmowa – tak na poziomie formy, jak i wartości. Sam Różewicz nazwał to „przekomarzaniem”.
Na „Appendix” złożyło się dziewięć wierszy zatytułowanych identycznie jak wiersze Staffa, zestawionych obok siebie. Jest wśród nich „Wieczór”.
Wersja Staffa przedstawia pełen dostojeństwa obraz człowieka, który przeżywa wzniosły moment zespolenia z naturą; leżąc w łodzi pod niebem pełnym gwiazd, oddaje się chwili zachwytu. Nie sposób nie zauważyć tutaj nawiązania do słynnego zdania otwierającego zakończenie „Krytyki praktycznego rozumu” Immanuela Kanta: „Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią, im częściej i trwalej nad nimi się zastanawiamy: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”.
Jesteśmy świadkami opisu doświadczenia harmonii – człowieka jako części natury, który jednocześnie świadomy jest własnej wewnętrznej mocy (prawa moralnego). Wiersz Staffa jest minimalistyczny, klasyczny w formie; rytm powtórzeń dodaje mu dostojeństwa.
Różewicz przeciwstawia tej scenie własne wyobrażenie wieczoru. Zamiast kołysanej na wodzie łodzi – niewygodny tapczan; zamiast ciszy – trudne do zniesienia hałasy remontów w sąsiedztwie, zamiast harmonii dźwięków natury – skrzeczący głos sąsiadki. W końcu, w miejsce eleganckiego odniesienia do „Krytyki praktycznego rozumu”, dostajemy „jęk starej sprężyny” i strywializowane echo cytatu z jakiegoś tam „Kanta”.
Zestawienie obu światów nie może być bardziej wymowne. Różewicz z właściwą dla „Appendiksu” ironią podjął tematy Staffa, uwypuklając nie tylko różnicę języków, ale i różnicę epok. Zdawał się w ten sposób wyrokować, że o świecie współczesnym nie można opowiadać w formie, w jakiej chciał opowiadać Staff (i może nawet współcześni mu klasycyzujący poeci). Różewicz jednak nie kpi ze Starego Poety, tylko ironizuje.
Strywializowane leżenie na tapczanie nosi znamiona żartu, rymowanka wpleciona w potoczny język odsyła nas do tradycji satyry, czyli sugeruje wzięcie wszystkiego w nawias. Jak wiemy jednak, niepowaga Różewicza zawsze nosi znamiona powagi; żart nie jest tylko żartem, gra słów nie jest jedynie grą słów.
PROWINCJONALNY POETA LEŻY NA TAPCZANIE
Różewicz przeciwstawił Staffowskiej łodzi tapczan. To istotne. Nie łóżko nawet, nie kanapę lub elegancką sofę (sic!), ale prozaiczny tapczan. Skrzyżowanie materaca z drewnianą skrzynią, w której zazwyczaj trzymano pościel. Mebel słusznie kojarzony z PRL-em, zajmujący mało miejsca w ciasnych mieszkaniach, uosobienie praktyczności, przeciwieństwo luksusu i wygody, niezachęcający do próżniaczego wylegiwania.
Proza codziennego życia, uprzykrzanego przez sąsiedzkie remonty, z niechcianymi hałasami – to rzeczywistość poety, który pomiędzy tym wszystkim próbuje „robić poezje”.
Mimo że w ostatnim dwudziestoleciu życia Różewicza nazywano go nestorem polskiej poezji (on sam wolał figurę „poety emeryta”), to pozostawał w ciągłej opozycji do przypisywanych mu ról. Znana była jego niechęć do rozgłosu, do wywiadów, publicznych spotkań i rozmaitych wyróżnień poetyckich.
W czasach PRL-u trzymał się na uboczu oficjalnego życia artystycznego; urodzony w niewielkim Radomsku, mieszkając większą część dorosłego życia w Gliwicach, a później we Wrocławiu, prowadził, jak sam pisał, życie proste i skromne. Niechętnie udzielał komentarzy do bieżących wydarzeń, stroniąc od literackich elit Warszawy czy Krakowa.
Tak pisał o nim Dariusz Szczukowski: „Autor «Płaskorzeźby» wypracowuje mitotwórczy projekt «poety z Radomska», twórcy z gruntu peryferyjnego, poruszającego się z dala od «giełdy literatury» i od ważnych kulturowych ośrodków, chociażby taki jak – co poeta ironicznie podkreśla – Paryż. Pielęgnowanie własnej osobności i innowacyjności, ciągłe podkreślanie pasji czytania gazet, urastającej do formy sprzeciwu wobec wszelkich mitów poety pięknoducha, staje się konsekwentnym wyznacznikiem osobnego miejsca na mapie literatury polskiej”.
POETA CZYTA NIE TYLKO „DANTA”
Obecność Leopolda Staffa jako bohatera wierszy Różewicza, jak i podjęcie dialogu z jego wierszami w późnym okresie twórczości jest tak naprawdę znamienną metodą autora „Niepokoju”, który widzi siebie przede wszystkim jako… czytelnika.
„Boska komedia” „dantego” z „Wieczoru”, arcydzieło literatury europejskiej, to opowieść o podróży przez zaświaty: Piekło, Czyściec i Raj nie kogo innego jak poety. Różewicz w „Wieczorze” – wspomina w swoim rozgoryczeniu – jedynie, co znamienne, o piekle, umniejszając tradycję przez przejęzyczenie i cudzysłów, w którym zamyka wielkiego „danta”.
Autor „szarej strefy” czytał klasykę literatury (m.in. Kafka, Dostojewski, Beckett), czytał też poetów (m.in. Mickiewicz, Norwid, Eliot), filozofów (m.in. Nietzsche, Kierkegaard, Wittgenstein), „czytał” malarzy (Bacon, Nowosielski, van Gogh), czytał na nowo i przepisywał swoje utwory (np. „zawsze fragment. recyling”). Temat wierszy stanowiły nie tylko wrażenia z tych lektur, ale były w nich często po prostu cytowane, umieszczane pomiędzy wersami, często jako nieprzetłumaczone fragmenty oryginałów.
Tak samo jak teksty interesujące dla niego były biografie innych artystów. Różewicza fascynował Mickiewicz i jego zamilknięcie pod koniec życia, przykuwał jego uwagę Kafka i jego relacje z ojcem oraz stosunek do własnego pisania (ostatnie życzenie o spaleniu rękopisów), interesował go Tołstoj i jego ucieczka z Jasnej Polany, powracały cytaty z Wittgensteina i Nietzschego, a także relacje, jakie mieli ze współczesnymi.
O „galerii XX-wiecznych artystów (z autoportretem)” tak pisał znany badacz Różewicza i jego przyjaciel – Tadeusz Drewnowski: „Dziś poeta, artysta, myśliciel są sami dziełami sztuki. Obok wytworów, a może i więcej niż wytworami Różewicz interesuje się twórcami, ich życiem, konfrontacją życia i dzieł, losami artystów i myślicieli. W perspektywie świata bez Boga twórcy stają się w wieku XX świętymi i prorokami, prawdziwymi aniołami i aniołami upadłymi czy sfabrykowanymi, apostołami, męczennikami i potępionymi”.
To wszystko fascynowało Różewicza w biografiach innych artystów. Nie zapominajmy także, że twórczość Różewicza uwikłana jest w historycznoliterackie konteksty, rozparta pomiędzy tradycją literatury romantycznej (z powinnością pisarza-wieszcza, autokreacją, ironią romantyczną) i tradycją literatury nowoczesnej, zwłaszcza awangardowej (idea autonomii sztuki, sprzeciw przeciwko „dosłowności” i nawinie pojętej regule autobiograficznej).
Biografia Różewicza i czytanych, omawianych przez niego artystów to biografie naznaczone napięciem poszukiwania równowagi pomiędzy życiem a sztuką.
Gdy czytamy w „Wieczorze” wydany przez jęk sprężyny wyrok: „każdy ma swojego Kanta”/ i piekło danta”, nie oznacza to nic innego jak skazanie na lektury i nawracające interpretacje, potrzebę czytania na nowo i odświeżania znaczeń poprzez lekturę i cytowanie.
Aby zrozumieć (tu wpiszmy dowolnie: sens życia, sens śmierci, sens historii itp.), należy czytać. Czytać biografie innych twórców oraz ich dzieła, interpretacje, omówienia i streszczenia, wtrącać cytaty, używać fragmentów, dopowiadać. W którymś momencie może i zdarzyć się tak, że zamiast pisania wierszy pozostanie „czytanie książek” (tytuł wiersza z tomu „Płaskorzeźba”):
Ja niżej podpisany
Tadeusz
Syn Władysława i Stefanii
urodzony w roku 1921
w mieście Radomsku
obudziłem się ze słońcem
miałem uczucie że zbliża się
do mnie poezja
ale to było złudzenie
(poezja zakryła oblicze)
zjadłem płatki owsiane
ogoliłem się
patrząc w lustro
pomyślałem „no tak”
poszedłem po gazetę
jest 5 listopada 1978
„jak ten czas leci”
jest już lipiec `84
wieczór godzina 20.00
od rana pada deszcz
za oknem szum i plusk
czytam o Dostojewskim
(okrutny talent)
przerywam czytanie
patrzę na drzewa
myślę o wieczności
jak ten czas leci
(…)
Dlaczego „Wieczór” Różewicza wyglądał inaczej? Trudno mi podejrzewać, że autor „szarej strefy” zdecydował się wykpić swojego przyjaciela, Starego Poetę. Znać tu oczywiście tropy ironii, ale raczej nie jedynie o ironię tu chodziło. Różewicz przypomniał wiersze Staffa, być może po to, by zakwestionować język, w jakim opowiadały one o świecie. By pokazać, że pozostały jedynie ślady pewnego sposobu myślenia, gatunków mówienia, kodów kulturowych. Że nie sposób ich pominąć, ale że już nie wystarczają. Że nieustannie należy mówić o człowieku inaczej, na nowo, wbrew kanonom i utartym słownikom, na przekór.
LIDIA BANASZAK-JANKOWSKA
POLECANE LEKTURY:
T. Drewnowski, „Walka o oddech. Bio-poetyka. O pisarstwie Tadeusza Różewicza”, Kraków 2002.
M. Janion: „To, co trwa”, w: „Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi”, Warszawa 2000.
I. Kant, „Krytyka praktycznego rozumu”, tłum. J. Gałecki, Warszawa 1984.
J. Łukasiewicz, „TR”, Kraków 2012.
A. Skrendo, „Tadeusz Różewicz i granice literatury: poetyka i etyka transgresji”, Kraków 2002.
D. Szczukowski, „Tadeusz Różewicz wobec niewyrażalnego”, Kraków 2002.
T. Różewicz, „Wybór poezji”, Seria Biblioteki Narodowej, wstęp i oprac. Andrzej Skrendo, Wrocław 2017.
T. Różewicz, „Wybór prozy”, Seria Biblioteki Narodowej, wstęp i prac. Wojciech Browarny, Wrocław 2021.
A. Żebrowska, „Wiersze bez słów”, w: „Wbrew sobie. Rozmowy z Tadeuszem Różewiczem”, oprac. J. Stolarczyk, Wrocław 2011.
Lidia Banaszak-Jankowska (ur. 1985) – absolwentka filologii polskiej na UAM w Poznaniu. Publikowała w „Czasie Kultury” i „Tekstualiach”. Doktorantka Zakładu Poetyki i Krytyki Literackiej Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. W kręgu jej zainteresowań znajduje się twórczość Tadeusza Różewicza i poetyka kulturowa.
zobacz także: Klaus Mann szminkuje usta, czyli o zaangażowaniu i tożsamości w „Życiu w cieniu” Tadeusza Różewicza