Poznań Poetów: Wygrani przegrani, czyli kino beat generation
17 maja 2017
Jak wygląda kino beat generation z perspektywy poetyckiej? Czym jest beat cinema? Zapraszamy do zamkowego kina!
Poranek jakich wiele w Nowym Jorku. Gramofon odtwarza zachrypnięty głos jazzowej wokalistki. Do ciasnego i zabałaganionego mieszkania wchodzi dwoje skacowanych poetów w wytartych spodniach i brudnych butach, z niemal opróżnionymi puszkami piwa w rękach. Rozmawiają, przekrzykując się, o swoich najnowszych wierszach.
Ich twarze są ledwo widoczne w kłębach dymu tytoniowego. Jeden z nich to Allen Ginsberg, twórca słynnego „Skowytu”, a drugi – Gregory Corso – autor „Małżeństwa”. Oboje należą do bohemy beatników, przeciwstawiających się systemowi i konsumpcjonizmowi. Do mieszkania wchodzą kolejni ludzie, ktoś gra na saksofonie, ktoś kopie piłkę, wszyscy palą. Z zewnątrz dobiegają odgłosy ulicy, widać tłumy przechodniów i przejeżdżające samochody. Całość, improwizując, komentuje z offu narrator, Jack Kerouac, protoplasta beat generation.
Przytoczony epizod to początkowa scena „Pull my daisy” z 1959 roku. W półgodzinnym filmie zawiera się istota doświadczenia ruchu beatników, którzy wraz z wymienionymi postaciami oraz Williamem S. Burroughsem, Nealem Cassadym i szeregiem innych młodych nonkonformistów stworzyli w latach 50. XX wieku nieformalną grupę artystów – zwolenników wolności i indywidualizmu. Ich barwne doświadczenia same w sobie stają się gotowym scenariuszem do wielu filmów.
Bohaterów kina beat generation najczęściej poznajemy w podróży autostopem przez Amerykę albo w zadymionym barze. Zarobione na dorywczej pracy pieniądze przepijają tego samego dnia, by dostąpić natchnienia i rzucić się w twórczy wir, a z rana wyruszyć w dalszą podróż – bez planu, bez pieniędzy, bez celu. Mimo pozornie niezobowiązującego charakteru tego kina stanowi ono pochwałę życia prawdziwie szczęśliwego, w odcięciu od wiecznej pogoni, materializmu i pragmatyzmu. Nie jest istotne działanie w ramach porządku i zasad. Początki beat cinema – „Pull my daisy”, „Złodziej kwiatów” czy „Cienie” – to filmy chaotyczne, idealnie oddające ducha artystycznej formacji.
Siła tych obrazów tkwi w ich żywotności. Mimo że ruch beat generation został w latach 60. naturalnie zastąpiony przez hipisów, do dziś stanowi pociągający motyw, który bywa wykorzystywany nie tylko we współczesnych adaptacjach twórczości beatników, ale powraca również choćby w kinie drogi.
Pozornie nieprzekładalna na język filmu proza Kerouaca doczekała się jednak adaptacji – za sprawą Waltera Sallesa i reżyserowanego przez niego „W drodze” z 2012. Imponujące wizualnie dzieło portretuje pokolenie, które i dziś znalazłoby zwolenników w młodych buntownikach, co świadczy o ponadczasowości programowego utworu Kerouaca. Z kolei inny beatnik, Neal Cassady, stał się bohaterem „Rytmu serca” Johna Byruma i „Ostatnim razem popełniłem samobójstwo” Stephena Kaya. Stanowią one studium szaleństwa poety nieprzystającego do świata. Wymienione realizacje nie stronią od obrazowania wątków homoseksualnych z biografii członków bohemy. To element liberalizmu światopoglądowego, który parę lat po beatnikach zaistniał też wśród hipisów.
Myliłby się ten, kto myślałby, że ówczesna kreacja artystów wzięła się znikąd, jedynie jako fanaberia kilku młodych gniewnych. Ich spojrzenie na świat w istocie wynikało z zakorzenienia w filozofii Thoreau czy Emersona, pochwały życia odrzucającego wartości materialne. Ginsberg uciekał od nich w buddyzm, Kerouac – we włóczęgę, a Burroughs – w narkotyki. Ten ostatni może w swej myśli przypominać innego filozofa z nurtu nihilistycznego – Schopenhauera. Narkotyczne wizje do dziś zachwycają swoją abstrakcją i grozą dzięki „Nagiemu lunchowi” – adaptacji filmowej prozy Borroughsa w reżyserii Davida Cronenberga. Film z 1991 r. wciąż potrafi szokować, przekraczając granice kina, będąc jednocześnie satyrą na współczesne społeczeństwo. Cronenberg – jako twórca horrorów, wyjątkowo sugestywnie powołał do życia literackie uniwersum Borroughsa.
Ale kino beat generation to nie tylko adaptacje, to również cała gama filmów pośrednio inspirowanych twórczością awangardowego ruchu z Ameryki. Z ich dorobku korzystają tak ważni reżyserzy, jak: Gus Van Sant w filmie „Narkotykowy kowboj”, nawiązującym do „Narkotykowego łącznika” z 1961 roku, albo Jim Jarmusch ze swoimi „Nieustającymi wakacjami”, przywodzącymi na myśl jeden z klasyków beat cinema – „Działa wśród drzew” albo „W drodze” Kerouaca. Van Sant umieszcza akcję swojego obrazu w środowisku zepchniętych na społeczny margines ćpunów, a Jarmusch pozwala widzom obserwować bezcelową wędrówkę młodego wyrzutka po Nowym Jorku.
Symptomatyczne, że pisarze z lat 50. często stają się głównymi bohaterami kina beat generation albo sami grają jedną z ról. Jakby reżyserzy chcieli powiedzieć widzom, że nie trzeba tworzyć wydumanych fabuł, bo życie ówczesnych literatów dostarcza wystarczających tematów dla pasjonujących filmów. Jeszcze wiele z ich historii czeka na swoją realizację na dużym ekranie.
Bohaterowie i tematyka beat cinema ma również wpływ na klimat budowany przez obraz. Poeci cały fi lm czynią poetyckim, mówią na co dzień językiem kwiecistym, nieprzystającym do otoczenia. Słuchają jazzu i tworzą improwizowane wiersze. Tylko pozornie rozmawiają o rzeczach nieistotnych. Beatnicy z natury kwestionują ideał zachodniego życia, „wielkiego kłamstwa kultury”, zwracając się ku istnieniu w pełni według własnych przekonań. W świecie pędzącym naprzód poszukują pierwotności. Znajdują namiastkę szczęścia, mimo że taki świat nie nadaje się dla ich uczuciowości i na każdym kroku udowadnia, iż powinni dać sobie spokój ze swoimi przekonaniami.
Jednak kino beat generation wciąż powstaje, a tamta wrażliwość trwa wśród kolejnych pokoleń artystów. Współczesnymi beatnikami można nazwać Boba Dylana albo zmarłego niedawno Leonarda Cohena. Czas pokaże, czy to już ostatnie pokolenia.
IGOR KIERKOSZ
Poznań Poetów 2017: Wykład prof. Joanny Maleszyńskiej „Poeci piosenki w dokumencie muzycznym”, 19.05. g. 13 Sala Kinowa
Festiwal Poznań Poetów w kinie – repertuar
ZOBACZ TAKŻE:
Piotr Śliwiński: Poznań Poetów – albo spotkać siebie
Pierwsze Ogólnopolskie Mistrzostwa Slamu Poetyckiego
Marta Stusek: Haiku ex machina
Maja Staśko: Czy poezja może zmienić świat?
Agnieszka Waligóra: Rytm ruj i wyciszeń. O nowym tomie Marcina Ostrychacza
Dominik Lisiecki: Pozory sensu, czyli „Środki doraźne” Marcina Orlińskiego
Tomasz Błaszak: Sommertime
Joanna Kubiak: Czy czyta pani Wiedemanna? Czy Wiedemanna pani zna?
Dominika Parszewska: Yoko Tawada.
Joanna Bednarek: Leonard Cohen. Heretyk i erotyk
Michał Nowacki: Bob Dylan i Leonard Cohen. (nie)poetycki fenomen
Mateusz Miesiąc: Samouczek poezjowania Krystyny Miłobędzkiej