Plantae Malum – kim są rośliny złe Anny Kędziory?
5 stycznia 2022
Wystawę Anny Kędziory „Plantae Malum” otwierają graficzne przedstawienia roślinnych hybryd. To powstałe na podstawie botanicznych rysunków chwastów wariacje na temat nieskrępowanej wolności i dzikości roślin. Grafiki nawiązują do projektowania i przekształcania przez człowieka tego, co skonstruowała przyroda. Czy darzy on większym szacunkiem to, do stworzenia czego przyłożył rękę, co ucywilizował? Czy między innymi stąd pochodzi niechęć do terenów zarośniętych, zachwaszczonych, dzikich?
Zamykam oczy i słucham sączącej się z mroku litanii słów, których sens chwytam dopiero po chwili. To opisy botaniczne roślin. Ale dla nieprofesjonalnego ucha tworzą ciąg zaklęć, szeptanych nad „nieużytkami”. Pospiesznie wynotowuję pojedyncze wersy, zbitki, nie próbując ich przypisać ani do żadnej rośliny, ani nie nadając im całościowej formy. Są tu włosy, nerwy, płcie, pełzanie, rozdęta łodyga – rośliny to żywe istoty, niemal zwierzęce, pełne soków, czasem drapieżności. Nie są nieruchome; pulsują, rozpadają się, rozrzucają nasiona. W każdych warunkach szukają możliwości rozmnażania się, rozpadu, by dać nowe życie.
kłącza żółtawe, pełzające
kwiaty bezbrzeżne
od wewnątrz filcowate
łodyga czerwonawo nabiegła**
ZAGROŻONY EKOSYSTEM
W gablocie stojącej w przedsionku wystawy, w ciemności, artystka umieściła woskowe odlewy roślin. Rozpoznaję dziką marchew, wrotycz, reszcie staram się nie przypisywać nazw, nie analizować. Potrzeba nazywania jest bardzo ludzka, a one po prostu są. Co więcej, odbite w wosku nawiązują do dwóch skradających się ku nam katastrof: kryzysu bioróżnorodności i możliwego wyginięcia pszczół, zapylaczy, bez których gatunek ludzki – jak wieszczą naukowcy – nie przetrwa. Wosk to wszak owoc pracy pszczelego roju. Dlatego połączenie roślin i pszczelego wosku jest tutaj bardzo wymowne – stając się eksponatami, unieruchomione w gablocie mogą być narzędziem kontemplacji lub wyrzutem sumienia.
fałdowano pomarszczona
niełupka pryzmatyczna
dno koszyczka kwiatostanowego soczyste
kwiaty rurkowate obupłciowe
„Plantae Malum” – rośliny złe, chwasty polne, miejskie, mieszkańcy przydroży, przychać, kolonizatorzy apokaliptycznych krajobrazów – zapadniętych domów, opuszczonych ruder. Rosną, bo mają niesamowitą siłę, bo są dzikie i niezaplanowane przez człowieka. Uczymy się z nimi żyć na nowo, dostrzegać ich rolę, zachwycać się pięknem. To nie jest łatwe, zwłaszcza dla organów ścigania: zarządów zieleni miejskiej, spółdzielni, działkowców, nas samych – (współ)mieszkańców, (współ)użytkowników przestrzeni. Anna Kędziora zabierając rośliny z ich naturalnego środowiska, z miejskich chaszczy i nieużytków, maksymalnie doświetliła ich piękno. Spójrzcie, zatrzymajcie się w przestrzeni galerii i popatrzcie. Nic im nie ubyło, bo one nie dają się nigdy do końca wyplenić, nawet tu, w ramach, we wnętrzach, zapuszczają symboliczne korzenie, rozpadają się niełupki, opadają kwiaty.
Rurka korony do końca kwitnienia
O trzech dziewięciu nerwach
Roślina odstająco owłosiona
Szypułki owocowe dwa razy krótsze od kielicha
NAZWAĆ I OCALIĆ
Mydlnica lekarska, po którą chodzę na nieużytki, gdzie stare ogródki działkowe i coś na kształt łąki. Po prawej rosną bloki, po lewej mydlnica. Anna ucięła swojej mydlnicy głowę, leży obok łodygi, kwiaty jeszcze się trzymają, gdyby je oderwać, można zrobić szampon, wcierać to, co wzięte z rośliny we własne ciało. Ma zeżarte tu i ówdzie liście – czemu ona zawsze ma pogryzione liście? Gdy są całe, przypominają brzuchy wielorybów, pokazuję je dzieciom, patrzcie, brzuch wieloryba, uśmiechają się szeroko, widzą.
Miękki, rozpadający się ostrożeń polny, zimowy karmiciel szczygłów. Cykoria podróżnik, roślina blokowisk i „zaniedbanych” trawników miejskich. Kwiaty cykorii wyglądają jak malowane akwarelą, jej kolor to rozwodniony niebieski. Cykoria to linia prosta, rośnie, rozgałęzia się matematycznymi kątami, tylko z pozoru jest chaosem. Jej korzenie palono i używano jako dodatek do kawy. Ale rośliny pojawiają się tu anonimowo, w żadnym miejscu nie pada ich nazwa. Witam się z nimi jak ze starymi znajomymi, czuję, że „ci, co wiedzą”, pozbawieni są pewnego elementu wystawy biorącego siłę z wydobycia konkretnych „roślinnych osobowości” z anonimowej plątaniny chaszczy. Ale też bogatsi na swój sposób – znając ich imiona, szorstkość owłosionej łodygi, lecznicze właściwości, czujemy się wtajemniczeni. I w końcu – czy ostatnim etapem zagłębiania się w świat, który przybliża nam Kędziora, nie powinno być jednak nazwanie jego bohaterów? Czy ktoś kiedyś nie powiedział, że to, co znamy z imienia, trudniej nam zabić?
listki okrywy koszyczka
liście kolczaste
kwiaty brzeżne w liczbie pięć do dziesięciu
W DRODZE DO RÓWNOWAGI?
Komu zależy na chwastach? Na pewno prężnie wracającemu do życia nurtowi zielarstwa. To zielarki wskazują nam na niemal wszystko, co wyrasta między płytami chodnika, na miejskim trawniku, na płocie, na zapuszczonej działce. Wskazują i mówią: nalewka, macerat, maść, tamto do wiosennej sałatki, to na włosy, a to na sprawy kobiece. Na uspokojenie, odtrucie organizmu, na stany zapalne – bierzcie i czyńcie się jednością z chwastami. Są dzikie i trudne do opanowania. Boimy się ich, ale współczesne zielarstwo pomaga zrozumieć, w czym rośliny mogą nam pomóc i jak sobie nimi nie zaszkodzić. Ma też to do siebie, że czerpie z przyrody z umiarem – „nie zbieraj więcej niż 30% dostępnego materiału” – to pierwsze przykazanie dobrej zielarki.
pylniki w nasadzie z szydłowatymi
korzeń palowy walcowato-wrzecionowaty
szeroką nasadą okrywający łodygę
łodyga dęta, naga, rozgałęziona
Ciekawym przypadkiem są Czechy*. Czescy rolnicy korzystający z unijnych dotacji w pakiecie otrzymują środki na wysiewanie chwastów wśród pól. To płaty roślin ruderalnych między monokulturami upraw. Nie są przypadkowe, człowiek nie lubi przypadkowości, boi się dominacji roślin inwazyjnych, szkody w plonach. Ale w tym przypadku ludzki plan wykracza poza antropocentryczne spojrzenie. Rośliny pasów śródpolnych to te, które w czasie zimy nakarmią swoimi nasionami ptaki, gryzonie, zające. To element walki z „uproszczonym krajobrazem”, z monokulturami wyjałowionych przyrodniczo pól oblewanych chemikaliami. Kompromis między potrzebami ludzi i nie-ludzi. Użyteczność jest tu słowem kluczowym, już dawno pochłonął nas język ekonomii. Jeśli jednak użyteczność wykracza poza potrzeby homo sapiens, jesteśmy na niezłej drodze do równowagi i kompromisu z przyrodą.
liście na krzyż naprzeciwległe
roślina szorstka
gałązki odstające
kielich dzwonkowaty
Anna Kędziora daje nam lupę, pozwala do woli przyglądać się harmonii liścia mniszka, zwierzęcym kropkom na kosmatej łodydze żmijowca, nieokiełznanej dzikości wyki. Spróbujmy teraz wykonać filmowy manewr – kamera odjeżdża coraz dalej, od szczegółu do krajobrazu, którym artystka interesuje się od lat. Krajobraz jest podzielony, zważony, wyceniony. Ale jest całością, miejscem życia niezliczonych organizmów powiązanych ze sobą siecią relacji. Chwastów potrzebujemy dla równowagi. Potrzebujemy dzikości, wilgotnych, zarośniętych łąk, odpornej na susze przyrody, umiarkowania w przycinaniu, koszeniu i grabieniu. Nie możemy już więcej zgadzać się na ustalony porządek głoszący, że w mieście nie ma miejsca dla chwastów, bo tu musi być „ładnie”. Wprowadzenie roślin, które atakujemy toksynami, tępimy, z którymi prowadzimy wojnę w przestrzeń galerii, być może pomoże nam nie tylko docenić piękno tego, co nam naprawdę bliskie, ale i zastanowić się, czy już nie czas na przewartościowania? I to czas najwyższy, bo katastrofa klimatyczna – i idąca za nią katastrofa humanitarna – są już naprawdę blisko.
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA
*Informacje o czeskich rozwiązaniach w rolnictwie pochodzą z artykułu: „Evaluating conservation tools in intensively-used farmland: Higher bird and mammal diversity in seed-rich strips during winter” autorstwa Martina Šáleka, Miroslava Bažanta, Michała Żmichorskiego i Anny Gamero, (dostęp: 4.01.2021).
** Cytatowane fragment opisów botanicznych spisane zostały podczas bezpośredniego doświadczania wystawy, celowo nie zostały uporządkowane.
ANNA KĘDZIORA – artystka wizualna i kuratorka, adiunkt w Katedrze Fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza oraz Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Kuratorka wystaw prezentowanych na festiwalach fotografii w Polsce i za granicą. Współorganizatorka międzynarodowego konkursu Poznań Photo Diploma Award.
Od kilku lat szeroki obszar swoich poszukiwań twórczych określa roboczym tytułem „Conflicted Landscapes” – jego osią jest krajobraz rozumiany jako proces, dynamiczny konstrukt, sieć relacji między ludźmi (choć nie tylko) a miejscem, w różnych kontekstach – historycznym, społecznym, ekologicznym. Jej projekty dotyczyły m.in. relacji krajobrazu i władzy, krajobrazu i traumy, krajobrazu straty. Głównym medium, od którego wychodzi, jest fotografia i myślenie fotograficzne, do swojej praktyki włącza także wideo, obiekty, ceramikę. Prezentowała swoje prace na wystawach indywidualnych, zbiorowych oraz na konferencjach w Polsce, Niemczech, Austrii, Hiszpanii, Grecji, Walii, Szwecji, Indonezji, Korei, na Białorusi, Litwie i Słowacji.
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA – w 2012 roku założyła księgarnię Bookowski, by po siedmiu dobrych latach rozstać się z nią i rozpocząć pracę w Zespole ds. Literatury Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Pisze o przyrodzie dla portalu Kultura u Podstaw, prowadzi spotkania z pisarzami i przyrodnikami, współpracuje ze School of Form gdzie w 2022 r. prowadzi gościnne zajęcia w autorskiej pracowni humanistyczno-społecznej.