Patrzyliśmy na Wschód, ale nie tam, gdzie należało
22 kwietnia 2022
– Mam poczucie, że dziesięć lat zajmowania się Wschodem nic mi nie dało. Gość spod sklepu, który od zawsze powtarzał, że „ruskie to skur…” okazał się mądrzejszy ode mnie – wyznał Zbyszek Rokita. Ja czułem dokładnie to samo, pisze Piotr Oleksy, kurator programu „Spojrzenie na Wschód”. Kolejne spotkanie w ramach cyklu pt. „Byliśmy głupi?” już 28.04.2022 w CK ZAMEK.
Już dwa miesiące opowiadamy sobie o rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tłumaczymy cele, strategie, możliwe scenariusze. Niezwykle brutalna wojna, obejmująca całe terytorium sąsiada, stała się elementem naszej codzienności. Ale 24 lutego 2022 roku i przez kilka kolejnych dni byliśmy w szoku. Można było odnieść wrażenie, że pomyliła się znakomita większość ekspertów, badaczy i obserwatorów świata poradzieckiego. I nie chodzi nawet o zwykłą prognozę, czy – w efekcie rosnącego w ostatnich miesiącach napięcia – Rosja zaatakuje czy nie. Dwa dni po rozpoczęciu agresji zadzwonił do mnie Zbyszek Rokita – obecnie znany jako „śląski” laureat Nike, przez wiele lat jednak również redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. – „Mam poczucie, że dziesięć lat zajmowania się Wschodem nic mi nie dało. Gość spod sklepu, który od zawsze powtarzał, że «ruskie to skur…» okazał się mądrzejszy ode mnie” – wyznał. Ja czułem dokładnie to samo.
Obraz Rosji jako państwa agresywnego i barbarzyńskiego był w Polsce zawsze bardzo silny. Zawsze też znajdowali się ludzie – w tym eksperci i naukowcy – którzy przekuwali go w teorie kulturowe lub opowieść o strategii i geopolityce. Wielu obecnie twierdzi, że przecież nieustannie mówili, że Rosja taka była, jest i będzie. Mogę im zazdrościć, bo dla mnie rosyjska agresja oznaczała podcięcie intelektualnych i ideowych fundamentów. I chodzi tu o coś innego niż sympatia dla Rosjan i ich kultury.
Terror tożsamości
Moja fascynacja światem poradzieckim zaczęła się od zainteresowania kwestią tożsamości. Europa Wschodnia przedstawiała się jako świat, w którym ludzie są skłonni walczyć w imię pamięci, języka i kultury. Zdawało się to odróżniać ją od Zachodu, gdzie na pierwszym planie życia publicznego były kwestie rozwoju ekonomicznego. Fascynujące było dla mnie tworzenie się najróżniejszych tożsamości narodowych, etnicznych oraz regionalnych, których fundamentalnym celem było zerwanie więzi z Rosją i Związkiem Radzieckim. Ale jeszcze bardziej pasjonujące wydały mi się społeczności, które wbrew głównemu nurtowi okresu „końca historii”, chciały walczyć o zachowanie radzieckiej tożsamości oraz związków z rosyjską kulturą. Pracę magisterską poświęciłem tożsamości narodowej Gagauzów – niewielkiego, prawosławnego i prorosyjskiego, a przy tym turkojęzycznego narodu z Mołdawii. Następnie zająłem się badaniem tożsamości mieszkańców separatystycznego i prorosyjskiego Naddniestrza. Nabrałem przekonania, że wszelkie tożsamości zbiorowe powstają w podobny sposób, są w równym stopniu realne i uprawnione. Bez względu na to, po której stronie geopolitycznej barykady się znajdują. Książce o Naddniestrzu nadałem podtytuł „Terror tożsamości”. Umocniło się we mnie przekonanie, że w tej części świata, to właśnie ta kwestia definiuje społeczną i polityczną dynamikę. Patrząc na ludzi, którzy teraz giną w imię tego, że chcą być Ukraińcami, oraz na tych, którzy mordują ich z tego samego powodu, mógłbym powiedzieć, że miałem wtedy rację. Ale byłoby to zbyt proste.
Nowe opium
Ponad dekada intensywnego obserwowania życia politycznego w Europie Wschodniej, a zwłaszcza w Republice Mołdawii, doprowadziła mnie z czasem do wniosku, że tożsamość jest nowym opium, którym elity karmią lud. Używają go, by odwrócić uwagę od własnej pazerności, nieudolności, słabości instytucji, a także korupcji, biedy i kryminalizacji życia społecznego. Obserwowałem, jak dzięki temu opium mocarstwa w tani sposób starają się poszerzać swoje wpływy, a jednocześnie kolejni włodarze poradzieckich państw bogacą się do obrzydliwości. Dotyczyło to oczywiście również elit rosyjskich, co potwierdzały doniesienia o rosnącym bogactwie Władimira Putina czy Dmitrija Miedwiediewa. Obserwowaliśmy rozrost rosyjskiej kleptokracji, w której każdy kradnący był częścią wielkiej piramidy, składającej się z patronów i klientów.
Postrzegałem to zjawisko jako największy problem Europy Wschodniej, a jednocześnie widziałem w nim swoisty bezpiecznik. Wydawało się bowiem, że mamy do czynienia z cwaniakami, którzy kochają kąpać się w luksusie, bawić we francuskich kurortach i posyłać dzieci do brytyjskich szkół, a nie fundamentalistami, którzy w imię swoich fantazji są w stanie prowadzić długotrwałą i krwawą wojnę. To przekonanie było fundamentem nadziei, że nałożenie dotkliwych sankcji doprowadzi do przewrotu pałacowego na Kremlu. Mimo wszystko zaczęliśmy mierzyć Rosję zachodnim racjonalizmem. I to był błąd. Teraz doskonale widzimy, że rosyjski kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej był nie tylko narzędziem technologii politycznej, ale również przygotowywaniem społeczeństwa na możliwą powtórkę.
Trudne, bolesne pytania
Wydarzenia ostatnich tygodni każą wątpić również w wiele innych przekonań z ostatnich lat. Jak choćby to, którym starałem się zarazić wielu moich mołdawskich znajomych: że budowa silnych instytucji i społeczeństwa obywatelskiego, oraz dbanie o dobro wspólne, są ważniejsze niż spory o język i geopolitykę, które są tylko zasłoną dla brudnych interesów. – „Od lat starałem się przekonywać do tego moich rodaków. Teraz zastanawiam się po co, skoro za kilka miesięcy może nie być państwa, które starałem się budować” – powiedział mi kilka miesięcy temu Vadim Pistrinciuc, mołdawski działacz społeczny i były polityk. Łatwo wyobrazić sobie, co o tej europejskiej mantrze myślą obecnie Ukraińcy, którzy nie mogą doczekać się dostaw broni.
Mało kto zadaje teraz to pytanie, ale powiem szczerze, że w obliczu bestialstwa w Buczy i wielu innych tragedii zastanawiam się również, czy było warto przekonywać, że europejska droga jest dla nich najlepsza, skoro jasnym było, że nie jesteśmy w stanie zapewnić im choć odrobiny bezpieczeństwa?
Jest to jedynie wybór osobistych rozterek. Mogłoby być ich więcej. Każdy z nas miał przecież cały katalog wyjaśnień dla Rosji i Europy Wschodniej. Wiele z nich legło w gruzach, gdy Rosja znów stała się wcieleniem stereotypów o agresji, bezwzględności oraz bylejakości (którą symbolizuje memiczna nieudolność armii). Obecnie w miejscu przekonań widzę głównie znaki zapytania. Wiem, że wielu innych obserwatorów poradzieckiego Wschodu czuje się podobnie. Nie powinniśmy przechodzić nad nimi do porządku dziennego.
PIOTR OLEKSY
dr PIOTR OLEKSY pracuje na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz w Instytucie Europy Środkowej w Lublinie. Jest kuratorem cyklu „Spojrzenie na Wschód” w Centrum Kultury ZAMEK.