Niech ci się darzy: „Stancje” Wioletty Grzegorzewskiej
13 kwietnia 2018
„Stancje” bronią się jako samodzielna lektura, ale ta jest jeszcze pełniejsza i przyjemniejsza, kiedy najpierw sięgnie się po „Guguły”.
„Guguły” (Wydawnictwo Czarne 2014) miały duży oddźwięk nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami. W 2017 roku Wioletta Grzegorzewska – jako Wioletta Greg – została nominowana do The Man Booker International Prize za tę właśnie powieść (ang. „Swallowing Mercury”, tłum. Eliza Marciniak). Pozytywny odbiór ze strony krytyki literackiej i ważne nominacje sprawiły, że coraz więcej czytelników sięgało po książkę i poznawało historię dzieciństwa małej Wioli.
Ledwie trzy lata później otrzymujemy kontynuację tej historii – „Stancje”.
PRZED: HEKTARY
Wioletta Grzegorzewska zaznacza w wywiadach, że pisze na podstawie życiowych doświadczeń. Twierdzi, że czuje potrzebę czerpania z rzeczywistych wydarzeń, miejsc i osób, choć równocześnie czerpaniu wyznacza granicę. Podobno w „Gugułach” nie pojawia się rodzeństwo, bo autorka chciała zachować pewne wydarzenia prywatne dla siebie i bliskich.
Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Jako czytelniczka wiem jednak, że nie ma to znaczenia. Bo to cechy stylu Grzegorzewskiej sprawiają, że opisy wydarzeń są tak autentyczne. Jej język jest intensywny i obrazowy, ale jednocześnie subtelny i nieprzegadany. Jak na przykład wtedy, gdy nastoletnia Wiola – jeszcze w Hektarach – spotyka swoją pierwszą miłość:
Łąka przy dzikich kopalniach kamienia wapiennego pachniała tak intensywnie kwiatami poziomek, aż zakręciło mi się w głowie. Nie zważając na upomnienia matki, która kazała się zachowywać przy ludziach „jak na pannę przystało”, położyłam się w pustej żelbetonowej rynnie, porzuconej w latach osiemdziesiątych przez budowlańców na miedzy przy pegeerowskich polach i zerkałam na niebo przez wnętrze muszli winniczka. Pan Kamil usiadł nieopodal, podśpiewując pod nosem nieznaną mi pieśń ludową o dziewczynie, która pasła na łące pawia.
Nic dziwnego, że ten język (w „Gugułach” tak samo intensywny jak w „Stancjach”) przyniósł Grzegorzewskiej nominację do Man Booker International Prize. Dobrze przetłumaczony może ukazywać właśnie to, co cechuje życie ludzkie niezależnie od kraju, w którym ono się toczy. Każdy z nas ma swoją małą, lokalną historię i duże w niej przeżycia – jak Wiola w Hektarach.
„Stancje” bronią się jako samodzielna lektura, ale ta jest jeszcze pełniejsza i przyjemniejsza, kiedy najpierw sięgnie się po „Guguły”. W poprzedniej powieści czytelnik opuszcza Wiolę, kiedy ta jest jeszcze dzieckiem, w Hektarach żyją z nią dziadek, babcia, rodzice. To lata osiemdziesiąte, a Wiola wraz z całą wsią zdobi domy na przejazd Jana Pawła II.
W „Stancjach” atmosfera i nastrój ulegają pewnej zmianie, inna jest też narracja. Wiola jest już dziewczyną, która szykuje się do wyjazdu na studia polonistyczne. Staje przed innymi problemami, a za sobą ma o wiele więcej doświadczeń, choć jej więź z Hektarami – naturą i mieszkańcami – jest wciąż tak samo silna.
Wyjazd na studia to nowy etap życia, w którym będzie musiała się jakoś odnaleźć.
PO: ZAKON – CZĘSTOCHOWA
W rozmowie z Onet.pl Grzegorzewska mówiła, że „katolikiem zostaje się na całe życie” – i to znajduje potwierdzenie w losach bohaterki „Stancji”. Kiedy wyjeżdża do Częstochowy, nie dostaje pokoju w akademiku i musi szybko znaleźć sobie miejsce do codziennego życia. Początkowo trafia do hoteliku prowadzonego przez Natkę Roszenko, która pojawiła się już w „Gugułach”. Seria wydarzeń sprawia, że po jakimś czasie zmienia miejsce zamieszkana na inny pokój.
Jednak nie jest to zwykły pokój, bo Wiola przez znaczną część swojego okresu studenckiego będzie mieszkać u sióstr zakonnych. Nie musi płacić za stancję, w zamian za to wykonuje prace porządkowe. Mimo że życie z siostrami zakonnymi przysparza Wioli wielu konfliktów, dziewczyna przez długi czas nie rezygnuje z mieszkania w zakonie.
Bohaterka Wioletty Grzegorzewskiej nie boryka się ze swoją wiarą, ale (raczej) z jej kulturowymi konsekwencjami. Jest właśnie katoliczką „przez całe życie”, bo nigdy na dobrą sprawę nie pozbędzie się wspomnień wyczekiwania na przejazd papieża przez rodzinną wieś. W „Gugułach” było wiele tego typu epizodów, zarysowujących tło dla pierwszych wyborów bohaterki. Mała Wiola wygrała na przykład w kościelnym konkursie figurę Matki Boskiej i było to dla niej wielkie wyróżnienie. Być może to klucz do zrozumienia, dlaczego Wiola (poza aspektami ekonomicznymi) decyduje się tak długo mieszkać razem z siostrami zakonnymi. W końcu praktykowanie wiary katolickiej zawsze było po prostu częścią jej życia, przejawiało się w różny sposób, było faktem – tak samo jak na przykład to, że dorastała na wsi.
Dlatego też czytelnik „Stancji” zobaczy, jak Wiola próbuje uniknąć reprymendy od sióstr i kryje się ze swoimi spotkaniami poza terenem zakonu w godzinach nocnych. Jak znosi nietypowe traktowanie przez matkę przełożoną, która popada ze skrajności w skrajność – z jednej strony odnosi się do Wioli szorstko, a z drugiej niekiedy myli ją ze swoją zmarłą córką.
Warto jednak nadmienić, że Grzegorzewska jest na tyle przenikliwa w tworzeniu ludzkich portretów, że nie pozwala sobie na spłycanie i stosowanie sztancy w przypadku opisywania sióstr zakonnych. To nie jest grupa bogobojnych dewotek, wobec których młoda studentka musi się zbuntować. Być może brzmi to jak banał, ale: po prostu każda z nich jest inna. To właśnie taka konstrukcja fabuły, w połączeniu z intensywnością i subtelnością autorskiego języka Grzegorzewskiej, pokazuje, dlaczego relacje Wioli z zakonnicami są złożone i skomplikowane. Trudne do rozplątania.
WIOLKA, WIOLA, WIOLETTA
Jest w „Stancjach” jeszcze jeden istotny wątek – wspomniana wcześniej pierwsza miłość. Relacja Wioli z Kamilem (początkowo „panem Kamilem”) powoli ewoluuje wraz z akcją powieści. Grzegorzewska zdecydowanie unika umiejscowienia związku w centralnym miejscu rozmyślań Wioli. W tym samym czasie bohaterka rozwija się, dokonuje formacyjnych wyborów, a wpływają na nie rozmaite rzeczy. Grzegorzewska umiejętnie przeprowadza nas przez ten etap w życiu dziewczyny i niczego nie ujmuje złożoności bohaterki, a opis nie okazuje się spłycony czy pełen patosu.
Jednym z ciekawszych aspektów tej powieści jest czas akcji. Kiedy Wiola na dobre rozpoczyna swoje dorosłe życie, w tle pędzą potransformacyjne lata dziewięćdziesiąte. Wszystko się rozwija, Wiola porusza się po Częstochowie inaczej niż na początku pobytu w tym mieście, ostatecznie inaczej porusza się też po swoim życiu. Stawia pewniejsze kroki i dzięki temu jest coraz bardziej świadoma.
Przyjdzie też dla niej czas, by zakończyć pewne rzeczy. A zakończenia w „Stancjach” są gorzko-słodkie – w najlepszym tego słowa znaczeniu:
No to bywoj, dziołcha. Niech ci się darzy na szczęście, na zdrowie, niech ci się mnoży pszynica i groch, w każdym kątku po dzieciątku, we dworze i w komorze, na kołeczku i w woreczku.
JOLA KIKIEWICZ
Wioletta Grzegorzewska, „Stancje”, Wydawnictwo W.A.B. 2017
WIOLETTA GRZEGORZEWSKA (ur. 1974) – poetka, prozaiczka. Opublikowała tomy poetyckie: „Wyobraźnia kontrolowana”, „Parantele”, „Orinoko”, „Inne obroty”, „Ruchy Browna”, dwujęzyczny wybór wierszy „Pamięć Smieny/Smena’s Memory” oraz tom zapisków „Notatnik z wyspy”. „Guguły” – druga książka prozatorska – była nominowana do Nike 2015, a jej angielski przekład „Swallowing Mercury” znalazł się na długiej liście nominowanych do Międzynarodowej Nagrody Bookera.
JOLA KIKIEWICZ – (1992) dziennikarka portalu kulturapoznan.pl, publikowała w miesięczniku „IKS” i ZamekCzyta.pl. Pisze o muzyce, literaturze i tłumaczy. Kończy filologię polską w Poznaniu.
FESTIWAL FABUŁY: PRZEDAKCJE „Stancje” ‒ spotkanie z Wiolettą Grzegorzewską. Prowadzenie: Marcin Jaworski. Centrum Kultury Zamek, Scena Nowa, III piętro, 17 kwietnia 2018, g. 19.00
Zobacz także: Wioletta Grzegorzewska: Pisanie to wciąż zawód z kosmosu