Narysuj domek
20 maja 2024
Jakie masz wspomnienia z dzieciństwa? Co chciałabyś zapamiętać, a o czym wolałabyś zapomnieć? Takie pytania stawia sobie Wiktoria Bieżuńska w „Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” – książce, dzięki której poczujesz się, jakby kolorki na jęzorki wróciły do sklepów. Niby fajnie, ale jednak jest ci trochę smutno.
Recenzję zaczynam od porównania nie bez powodu – w powieści Bieżuńskiej prawie każdy element przedstawionej rzeczywistości odsyła do innego elementu, często spoza tej rzeczywistości. Arbuzy, które główna bohaterka książki dostaje od ojca na targu, przypominają kule z ogrodu olbrzyma, kawałki owocu zamieniają się w łódki o czerwonych żaglach, a wnętrzności arbuza wyglądają jak siekane mięso.
Wymiana pamięci
Każdy obraz okazuje się więc łatwo wymienialny na inny, co sprawia, że język układa się w nieskończony łańcuch znaczących. Napręża go pierwszoosobowa narratorka opisująca swoje doświadczenia z lat dziecięcych. Przeważnie trudne i formatywne, kształtujące psychikę i tożsamość dziecka. Nieobecną, chłodną matkę też można wymienić – na babcię; ojca pochłoniętego niespełnionymi ambicjami i uzależnieniem – na poczytną, autoterapeutyczną opowieść.
Ciągłe podmienianie jednego fragmentu świata na drugi, wymienianie obrazów pamięci wydaje się podstawowym chwytem książki, za którym kryje się gorzka konstatacja: rodziny się nie wybiera (i nie wymienia). Można za to wybrać sposób radzenia sobie z pustką towarzyszącą bohaterom mocnego debiutu Bieżuńskiej. Skrzętnie skrywany brak wyziera ze wszystkich zakamarków i żaden obrazek z Matką Boską nie jest w stanie tego zasłonić. Z poczuciem niespełnienia i bezsensu najgorzej radzi sobie ojciec – tak pusty, że musi wlewać w siebie alkohol. Ten brak dziedziczy po nim bohaterka, która najpierw próbuje zalepić dziury wyobrażonymi, wymienialnymi obrazami, później wypełniającą czas wolny nauką gry na pianinie. Poradzić sobie z tym poczuciem można jednak jedynie przez konfrontację, co udaje się naszej bohaterce dzięki snuciu opowieści. Narratorka przegląda się w pustce jak w lustrze, po czym sprytnie odwraca je w stronę czytelników i czytelniczek.
Drugiej pierwszej komunii nie będzie
Mnożenie porównań, szukanie coraz to nowszych słów na opisanie własnych przeżyć i świata wokół niektórzy uznają za przejaw wybujałej, dziecięcej wyobraźni. W takiej interpretacji powieść Bieżuńskiej byłaby zapisem eskapistycznych zachowań dorastającej w dysfunkcyjnej rodzinie dziewczynki. Prawda tego tekstu jest jednak inna – „Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” traktuje nie o dzieciach, ale o dorosłych. To oni są zagubieni, niepewni w swoich gestach, dziecinni i nieporadni. Bezustannie szukają języka, żeby wyrazić to, co ich uwiera, drażni – i to im należy się dodatkowa lekcja WDŻ-u. Dobrze ukazuje to scena opisująca moment robienia pamiątkowych zdjęć na komunii bohaterki:
Zrobisz nam zdjęcie, Emilka? Mnie i Krysi. Ojciec podchodzi do kuzynki. Pewnie, mówi ona. Wszystko ustawione. Wystarczy nacisnąć. Ojciec składa aparat na jej ręce i staje obok matki, która przechyla lekko głowę, dłonią chwyta za pasek od torebki, jakby trzymała się poręczy. Ojciec wciska ręce do kieszeni spodni, ale nie zanurza ich do końca, raczej niezgrabnie opiera je na biodrach. Oboje kulą się, nieosłonięci przed wiatrem. Unoszę rękę i przymykam oko. Cofam się, aż zmaleją, aż oboje zmieszczą mi się w dłoni, między kciukiem a zgiętym palcem wskazującym. Z daleka, w identycznych dżinsowych kurtkach wyglądają jak rodzeństwo. Wyglądają jak dzieci.
Matka – Krysia – trzyma się torebki niczym dziewczynka, która niepewnie chwyta się poręczy przy schodach. Ojciec przypomina chłopca nieudolnie pozującego do zdjęcia klasowego. Razem tworzą dziwny, bezradny i bezbronny duet. Bohaterka i zarazem narratorka powieści robi parę kroków w tył, żeby zmieścić w kadrze duże dzieci i ich zmagania z dorosłością, traumatycznymi doświadczeniami i niespełnionymi marzeniami. Uchwycony przez nią obraz jest jak znaleziona po latach pamiątka – przypomina, że drugiej pierwszej komunii już mieć nie będziesz. Ale czy faktycznie tak wiele zmieniło się od tamtego czasu?
Wiktoria Bieżuńska w swojej książce rysuje domek z kominem, płotem, naszymi lękami, traumami i słabościami. Jej kreska jest ostra, precyzyjna i bardzo pewna jak na debiut. Przechodząc przez próg tego domu, miej tylko na uwadze, że powrót w rodzinne strony nie będzie należał do najłatwiejszych.
KINGA MAZURKIEWICZ
Wiktoria Bieżuńska, „Przechodząc przez próg, zagwiżdżę”, Wydawnictwo Cyranka 2022
Kinga Mazurkiewicz – studentka MISHIS realizująca program filologii polskiej (specjalność przekładowa na UAM w Poznaniu), jurorka Studenckiej Nagrody Literackiej Z BUTA i członkini Koła Literatury Nowej. Pracę licencjacką poświęciła twórczości Kiry Pietrek. W przyszłości chciałaby założyć własną piramidę finansową.