Młoteczek i kotaski, czyli siła i puch
20 maja 2024
Dorota Kotas napisała powieść afabularną, fragmentaryczną. „Czerwony młoteczek” staje się przede wszystkim opowieścią o lękach i depresji. O sensorycznej wrażliwości i o tym, jak wszystko drapie.
…i pach!
„Czerwony młoteczek” Doroty Kotas uderzył w bardzo czułe miejsce (polskiej) krytyki literackiej. Stał się przyczynkiem do dyskusji o jej statusie w polu, którego zasięg nie wykracza poza horyzont, co oznacza, że wszyscy się w nim znają albo potencjalnie mogliby się poznać (lub coś o sobie nawzajem wiedzą).
Odwołuję się tutaj do recenzji książki Kotas autorstwa Olgi Wróbel „O sobie”[1] oraz esejów Agaty Sikory „Ja w pudełku”[2] i „Czy my się przypadkiem nie znamy?”[3], jak i artykułu Adama Wrotza „Czy bohater polskiej powieści kupił już sobie komputer?”[4]. Ciekawe w całej dyskusji były odpowiedzi Doroty Kotas na recenzję Wróbel – oraz sam fakt, że w tej sytuacji w ogóle zaistniały.
Odnoszenie się przez osoby autorskie do recenzji własnych książek jest w środowisku widziane jako faux pas, o czym pisała m.in. w postach na swoim profilu na Facebooku sama Dorota Kotas. Nie byłam w żaden sposób związana z toczącą się na łamach „Dwutygodnika” i w mediach społecznościowych dyskusją, ale z mojej perspektywy atmosfera była wystarczająco gęsta, żeby wykrajać w niej nożem różne kształty, na przykład kwiatki i serduszka.
Podaj hasło
A brzmi ono: krytyka. Pierwszoosobowa narratorka „Czerwonego młoteczka” krytykuje wszystko, co spotka na swojej drodze: system opieki zdrowotnej, głównie NFZ, a dokładniej psychoterapeutów, którzy nie pomagają, a wręcz przeciwnie; relację z mamą, która nie wiadomo dlaczego jest konieczna i uważana za niezbywalną, wiadomo natomiast, dlaczego tak męczy; ciało, które trzeba mieć, chociaż wolałoby się być mniej materialną albo przynajmniej bardziej sobą w ramach tej materialności (w książce pada postulat: „jebanie i nowe ciała dla każdego według potrzeb i możliwości”).
Bohaterka stwierdza: „nie bez powodu moje serce ma kształt zaciśniętej pięści”, a wszystkie powody tego stanu są wyraźnie wyartykułowane w powieści. Oczywiście takie natężenie smutku, gniewu i krytyki stało się obiektem… krytyki. W recenzji Wróbel zmagania i opinie narratorki wybrzmiewają tak, jakby były narzekaniem, czyli krytyką nieuzasadnioną, fanaberyjną (możliwe, że potrzebujemy – kulturowo – zacząć inaczej patrzeć na narzekanie; przypatrywać się mu jak czemuś, co może być twórcze).
Od początku lektury „Czerwonego młoteczka” przybieram więc postawę nieco obronną, która łączy się z nastawieniem na to, że czytam o kimś innym, a nie szukam w powieści siebie. W takim układzie książka Kotas staje się przede wszystkim opowieścią o trudnej relacji z mamą, lękach i depresji (czyli jednak – w dwóch trzecich o mnie). O sensorycznej wrażliwości i o tym, jak wszystko drapie. O niedostosowaniu świata do ludzi albo ludzi do świata (zaznacz właściwe). O niekończącym się smutku i o tym, że narratorce jest źle. To jej prawda, którą wypowiada na kartach książki, wielokrotnie uzasadniając.
„Czerwony młoteczek” to powieść afabularna, fragmentaryczna. W samej książce narratorka wiele razy podaje krótki opis tego, czym właściwie ta powieść jest: „To jest zwykła książka. Składa się z papieru oraz z mocnych szarpnięć, które są spowodowane ostrym hamowaniem na zakrętach albo w sytuacji, gdy na drogę wbiegają dzieci”; „Jest to książka pełna ostrzeżeń. Gdyby była ona drogą krajową, powiedzmy, że drogą numer trzy, to cały pierwszy odcinek mieniłby się na żółto”; „Książka-tancerka-jebana”; „To jest książka z trudnymi zadaniami”; „Ta książka jest jak książeczka wydzieranka i taka ma być”; „To jest książka o osobach i ich ciałach. Piszę to dla ułatwienia. To zdanie oraz tę książkę”; „Czy pisanie tej książki jest terapeutyczne dla mnie? Nie jest”.
Narratorka wiele razy podkreśla, że ma kontrolę nad tym, co dzieje się w powieści. Osoby czytelnicze wciągane są w grę pod tytułem: „Więc nikt mnie nie może dotknąć, nikt ani nic nie zatrzyma tej książki”. Pakt autobiograficzny jest kilka razy zawierany i zrywany na kartach powieści, a finalnie jedyna wskazówka, że mamy do czynienia z powieścią najprawdopodobniej autofikcjonalną to dopisek na jednym ze skrzydełek okładki – „Non-fiction Cyranki”. Narratorka pogrywa z osobami czytającymi, przekonując do siebie humorem i wspólnymi płaszczyznami odniesień, m.in. popkulturowych.
Młoteczek: właściwości
Czerwony młoteczek jest jednym z narratorów powieści Doroty Kotas i już na samym początku przedstawia się osobom czytelniczym: „Jestem tu po to, aby roztrzaskać okna i rozsadzić w pył ściany, takie bowiem jest moje zadanie – moje, czerwonego młoteczka, narratora tej książki”. Młoteczek więc funkcjonuje jako siła destrukcyjna, gniew, wkurw – to on napędza krytykę w powieści. Na samym końcu występuje w zestawieniu ze smutkiem: „Czerwonych młoteczków nie wolno używać bez wyraźnej potrzeby. Zapamiętaj: smutek jest niezbędnym, wielofunkcyjnym wyposażeniem!”.
Czy młoteczek jest tutaj tożsamy ze smutkiem? Czy jest tak smutny, że aż zły? Czy zamiast rozsadzania ścian w pył powinnyśmy jednak pochylić się nad smutkiem, który może nam pomóc znacznie bardziej niż destrukcyjny gniew? (Niepotrzebne skreślić).
KAROLINA CZARNECKA
Dorota Kotas, „Czerwony młoteczek”, Wydawnictwo Cyranka 2023
Karolina Czarnecka – studiuje filologię polską na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pomysłodawczyni cyklu wydarzeń poetycko-muzyczno-performatywnych „Slamka” odbywających się w wildeckich Farbach; współtwórczyni stowarzyszenia „Slamka”. Prowadząca spotkania autorskie, zorganizowała m.in. cykl rozmów z osobami autorskimi wydawnictwa Papierwdole w poznańskim Zinku. Jedna z osób jurorskich działającej przy Poznaniu Poetów i Festiwalu Fabuły Studenckiej Nagrody Literackiej Z BUTA, wyróżniającej najbardziej zaangażowane teksty literackie. Poetka; swoje wiersze publikowała m.in.; w „Magazynie Malkontenty”, „Składce” i „Zakładzie”.
[1] O. Wróbel, „O sobie”, „Dwutygodnik”, https://www.dwutygodnik.com/artykul/10708-o-sobie.html.
[2] A. Sikora, „Ja w pudełku”, „Dwutygodnik”, https://www.dwutygodnik.com/artykul/10824-ja-w-pudelku.html.
[3] A. Sikora, „Czy my się przypadkiem nie znamy?”, „Dwutygodnik”, https://tinyurl.com/556mkmaw.
[4] A. Wrotz, „Czy bohater polskiej powieści kupił już sobie komputer?”, „Dwutygodnik”, https://tinyurl.com/8vump75h.