Pytania o Stachurę
23 listopada 2016
Dla krytyków Edward Stachura nieczytany – jak się zdaje – nie jest kłopotem. A co, jeśli czyta go zbyt wielu i w dodatku „powierzchownie”?
FENOMEN?
W pisarstwie Edwarda Stachury niewątpliwie tkwi jakiś fenomen. O ile z określeniem tej swoistości wciąż mamy niemałe problemy, o tyle jej wpływ odczuwają bez wyjątku wszyscy odbiorcy jego twórczości, zarówno entuzjaści, jak i sceptycy, zarówno zwykli czytelnicy, jak i tak zwani czytelnicy zawodowi, czyli badacze i krytycy.
Oto bowiem Stachura należy do grona tych specyficznie funkcjonujących pisarzy – takie jest moje przekonanie – którzy z jednej strony wydają się w dalszym ciągu niesamowicie popularni, ich obecność w szerokim obiegu nie słabnie (podobnie Wojaczek – myślę, że najbardziej ich łączy specyfika recepcji), z drugiej natomiast – jakby wciąż niedoczytanymi bądź „niedoodczytanymi” (pozwolę sobie tutaj na określenie Piotra Sobolczyka, któremu zdarzyło się w ten sposób pisać o Białoszewskim), niejako wciąż „poza” obiegiem specjalistycznym.
Sytuacja, utrzymująca się zresztą od wielu lat, jest w gruncie rzeczy niejednoznaczna. Prawdopodobnie również trudna do zrozumienia, wewnętrznie sprzeczna. Próbując zbudować w tym miejscu nieledwie zalążek rozpoznania, nie chciałbym uciekać się do rozwiązań najprostszych i oczywistych. Chciałbym ustrzec się przed powielaniem i utrwalaniem znanych opozycji, fundowaniem lekturowych hierarchii. Twierdzenie, że pisarstwo Stachury świetnie sprawdza się w obiegu popularnym tylko dlatego, iż dominuje tam lektura „naiwna” i „powierzchowna”, natomiast jego pozycja słabnie w lekturze „profesjonalnej” i „pogłębionej”, zdolnej odsłonić szereg ciążących na niej niedoskonałości, nie tylko niczego nam nie wyjaśnia, lecz przede wszystkim negatywnie oddziałuje zarówno na pierwszy, jak i drugi model odbioru.
JAK ODCZAROWAĆ STACHURĘ?
Obie lektury są równoprawne i równorzędne, a próba przeciwstawiania ich sobie trzyma nas nieustannie w recepcyjnym klinczu. Nie jest prawdą, że wszystkiemu winna jest legenda Stachury, że to ona – i tylko ona – ustaliła dalszy, to znaczy niewłaściwy bieg historii. Ale prawdą jest, że tkwi w nas głębokie przekonanie, iż zły los tego dzieła trzeba za wszelką cenę odmienić, bywa, że również kosztem jego popularności. Wierzymy, że odkupienie win, za czym skrywa się – jak mogę się domyślać – sprzeciw wobec uprawianej, także przez krytykę, lektury „biografizującej” (utożsamianie autora z pierwszoosobowym bohaterem-narratorem, doszukiwanie się związków między biografią i twórczością, przeklęte „życiopisanie” wreszcie), jest naszym prymarnym zadaniem. Albowiem w ten sposób odczarujemy „niezdrową” sytuację i przywrócimy dziełu Stachury należytą godność i szacunek. Odkryjemy jej właściwe znaczenie.
Efekt – jak sądzę – jest odwrotny. Teksty Stachury przesłania nam zewnętrzny (dodatkowy) pretekst. Tymczasem albo dzieło Stachury mnie intryguje i wciąż je czytam, a czasem również o nim piszę, albo wydaje mi się mało interesujące i je odkładam. Kłopotu (przynajmniej dla krytyków) nie stanowi to, że autora „Siekierezady” – jak zwykło się przypuszczać – nikt nie czyta, lecz to, że czyta go zbyt wielu i w dodatku „powierzchownie”.
Problem ten – co prawda w odniesieniu do autora „Innej bajki” i z nieco innej strony, ale myślę, że sytuacja Stachury jest bliźniaczo podobna – świetnie podsumował Marcin Jaworski, pisząc przed dwoma laty na łamach „Polonistyki” (2014, nr 5, s. 36): „Gdy czytamy o masowej popularności Wisławy Szymborskiej, cieszymy się, że poezja dociera do tak licznych odbiorców, a gdy znajdujemy liczne kopie wierszy Wojaczka w przestrzeni wirtualnej, zażenowani jesteśmy naiwną lekturą. Czy nie jest to trochę niesprawiedliwe?”.
No właśnie… Przychodzą również na myśl słowa Umberto Eco, który, objaśniając zasadę działania „ironii intertekstualnej”, pisał o niesprzecznej możliwości podwójnej lektury. Mimo iż ironia „nie zaprasza wszystkich czytelników na tę samą ucztę”, że ich selekcjonuje, preferując tych „intertekstualnie wyrobionych”, to jednak nie wyklucza również odbiorców „mniej doświadczonych” („O literaturze”, przeł. J. Ugniewska, A. Wasilewska, Warszawa 2003, s. 205). Nie będzie chyba przesadą, jeśli stwierdzę, że pisarstwo Stachury (z pewnością w inny sposób, niż wyobrażał to sobie Eco, myśląc o swoich książkach) taką właśnie szansę podwójnej lektury, podwójnej obecności stwarza.
ODCIĄŻENIA CZY OBCIĄŻENIA?
Brzmi to może nieco prowokacyjnie, ale myśl o tej podwójności przyświecać będzie przyszłemu spotkaniu. Jest ono propozycją rozmowy nie tylko o lekturowych możliwościach i trudnościach związanych z dziełem Stachury, o syntezowaniu przeszłości i prognozach na przyszłość. Znajdzie się w niej również miejsce na obciążenia i – tym bardziej – odciążenia wynikające z towarzyszącej dziełu legendy „pisarza przeklętego”. Nie chcąc zatrzymywać się na oczywistości tego „faktu”, chcielibyśmy zapytać przybyłych do nas Gości o jej obecny kształt. Nie jest bowiem pewne, czy legenda funkcjonuje nadal, a jeśli tak, to do jakiego stopnia i w jakiej formie? Jakie zasadnicze czynniki wpłynęły na jej ukształtowanie? Stachura nie pisał w próżni, więc osobliwość czasów, w których tworzył, rzeczywistość PRL-u, mogła mieć istotne znaczenie. Podobnie tematyka opowiadań i powieści, ich wyraźny, egzystencjalny rys. Stachura – jak to ujął Borys Szumański – „to poeta życia, a jednak zarażony śmiercią”.
CZY WCIĄŻ „CHODZI”?
Działalność twórcza autora „Całej jaskrawości”, temu chyba nikt nie zaprzeczy, była niesłychanie szeroka i zróżnicowana. W tej różnorodności zawiera się częściowo jej specyfika. Inaczej funkcjonuje poezja, a inaczej proza. W obu natrafiamy na liczne osobliwości językowe, na owe: „Się zrobiło”, „cudne manowce” czy tytułową „kropkę nad ypsylonem”. Ale czy one wciąż „chodzą w języku”?
Są znawcy, jak choćby Krzysztof Rutkowski, którzy widzą/widzieli w Stachurze odnowiciela mowy. Jeszcze inaczej funkcjonują piosenki i tłumaczenia. Niejednoznaczny status piosenek (w jaki sposób odróżnić je od wierszy i czy istnieje jakiś genetyczny bez mała lub estetyczny wyznacznik?) sprawia krytykom spory problem, tym bardziej że właśnie piosenki stanowią tę część twórczości Stachury, o której możemy powiedzieć, że jest aktualnie najbardziej obecna w obiegu. Chciałoby się zestawić przy tej okazji Stachurę ze Świetlickim, nie mówiąc już o Dylanie. Z kolei kwestia tłumaczeń Stachury rodzi między innymi pytania o to, czym się inspirował. Do jakiego stopnia teksty, które przekładał, ale też te, które po prostu czytał, miały wpływ na jego własną twórczość, na jej kształt, na warsztat, na sposób myślenia o literaturze i świecie. Wreszcie też to, co wzbudza największą ciekawość, mianowicie Stachura nieznany, czyli jego archiwum i rękopisy.
GRZEGORZ PERTEK
ZAPISAĆ SIĘ DO CNA. O Stachurze rozmowa totalna – panel dyskusyjny z udziałem Dariusza Pachockiego i Tomasza Kunza. Prowadzenie: Borys Szumański. Centrum Kultury ZAMEK, 24.11.2016
Wydarzenie towarzyszyło konferencji naukowej zatytułowanej „Zaangażowani – przeklęci – osobni. Pisarki i pisarze w kulturze XX i XXI wieku”.
GRZEGORZ PERTEK – doktorant w Zakładzie Semiotyki Literatury UAM. Zajmuje się polską poezją współczesną. Publikował m.in. w „Przestrzeniach Teorii”, „Poznańskich Studiach Polonistycznych”, „Polonistyce”, a także w zbiorach pokonferencyjnych.