Dygot – transcendentny ruch powietrza
30 listopada 2016
Dygot to mistrzowski słowny wytrych, by w końcu nazwać to, co nam się przydarza. Jego użyteczność sprowadza się do codziennego stawiania czoła nieznanemu, ramię w ramię ze swoimi zamierzeniami i ambicjami.
Na początek kilka krótkich cytatów dotyczących „Dygotu”, w których pojawia się wszystko to, co w Jakubie Małeckim i jego powieściach najbardziej pociągające: „pisze o ludziach jak o demonach” (Orbitowski); „Ludzie – żywioły. Życie – zagadka” (Dukaj); „znakomicie opowiada ludzi” (Szostak). Są też liczne nominacje i gratulacje, peany i zachwyty, pochwały i zdziwienia nad tym, jak dobrze można dziś pisać o „zwykłym”.
ZWYKŁA EPOPEJA?
Zwykłe jest w cenie, zwykłym można najeść się do syta, zwykłe przyciąga przez swą zwyczajność właśnie. Jednak czy Jakub Małecki rzeczywiście pisze w sposób zwyczajny? Nie. Bohater tego tekstu ma już za sobą doskonale skrojone opowieści, w których żongluje absurdem i dziwacznością. Po debiucie powieściowym, którym były szokujące „Błędy”, po upstrzonym miejskimi legendami „Przemytniku cudów” czy wreszcie przewrotnym „Odwrotniaku” nie można mówić o Małeckim jak o pisarzu specjalizującym się w tuzinkowości. Realistycznie zaprezentowana rzeczywistość dusi w sobie inność, która domaga się uwagi. Jest jak pajęcza nić, której nie sposób dostrzec, a którą czuć na twarzy w letnie, wietrzne popołudnie.
„Dygot” rozpoczyna się niczym epopeja. Lata biegną niemiłosiernie, a my – czytelnicy – czujemy coraz silniejszą więź z rodziną Łabendowiczów i Geldów. Wojna wpływa na życie trzech pokoleń związanych ze sobą splotem dziwnych, niejasnych i pozornie przypadkowych zdarzeń. Jakub Małecki dokonuje próby zupełnie innego spojrzenia na przeszłość. Na kartach powieści przypomina ona tryb wielkiej maszyny, w którą człowiek i wszelkie jego działania zostają uwikłane. Bohaterowie „Dygotu” pozbawieni zostają wolnej woli, ufniej podchodząc do klątw, przepowiedni i przeczuć niż do racjonalizmu i samodzielnie podejmowanych decyzji. A przez cały ten czas, każdemu życiu, każdej myśli i każdej obawie o jutro towarzyszy dygot – przejmująca groza istnienia.
SZÓSTY ZMYSŁ
Wiktor, główny bohater powieści, specyficzny, inny i paradoksalnie bardzo swój, wyczuwa obecność niedefiniowalnej tkanki rzeczywistości. Zdolność ta ma swój pokoleniowy charakter – zostaje przekazana z ojca na syna. Wszystko zaczyna się od klątwy Niemki uciekającej przez rosyjskimi najeźdźcami i pozostawionej przez Jana (ojca Wiktora), mieszkańca niewielkiej wielkopolskiej wsi, na pastwę przekornego losu. Dręczący go latami wyrzut sumienia pozostaje żywy. Tak bardzo, że w swoim synu, albinosie, dostrzega karę za nieodpowiedzialne decyzje z przeszłości. A może to zaczęło się znacznie wcześniej? Tego nie wiemy, jak pewni nie możemy być niczego. Małecki wywołuje bowiem wątpliwości, pozostawiając w nas uczucie niepokoju (w ten sposób też wykreował swoich bohaterów).
Powieść pełna jest egzystencjalnych pytań o sens, które otwierają się na transcendencję. Swą dociekliwością Małecki wykracza poza rzeczywistość, zadając pytania ważne i wielkie dotyczące sensu istnienia jednostki. Co prawda czyni pewne podpowiedzi, ale nie stawia zasadniczej, dającej wytchnienie kropki. Za przykład służą Geldowie i Łabendowiczowie. Obie rodziny, wrzucone w tryby historii, pozbawione zostają sprawczości i wolnej woli, nie mogą zatem zrobić nic, by zmienić losy swoje i swoich najbliższych.
W świecie bez Boga, bez jasno zdefiniowanej przyszłości bohaterowie „Dygotu” wyzbywają się decydowania o własnym losie. Odziedziczone obawy stają się pożywką dla kolejnych pokoleń. Jakub Małecki wyposaża Wiktora w szósty zmysł – czułość świata, wrażliwość na ruch rzeczywistości. Ów ruch napawa podskórnym lękiem, którego ciężar odczuwany przecież na co dzień, w niejasnych wypadkach życia.
DYGOT – DRŻENIE, DRESZCZ –
To mistrzowski słowny wytrych, by w końcu nazwać to, co nam się przydarza. Jego użyteczność sprowadza się do codziennego stawiania czoła nieznanemu, ramię w ramię ze swoimi zamierzeniami i ambicjami. Nie wiemy przecież, co spotka nas za minutę, godzinę czy dobę. Małecki podpowiada – wszystko. Wystarczy przyjrzeć się swoim przodkom, by zorientować się, kim stajemy się każdego dnia. Kim jesteśmy, jeśli nie zlepkiem cudzych obaw i źle podjętych decyzji? W naszych ciałach kryje się ciemna materia, która próbuje uzyskać dostęp do tej większej, otaczającej nas zewsząd – mrocznej i niezdefiniowanej. Będącej budulcem naszych ciał i umysłów.
Wiktorowi Jakuba Małeckiego blisko do bohatera Dariusza Bitnera, który musi zmierzyć się z czarną masą, zalegającą za oknem bulgululą. Także rodzina wykreowana przez Małeckiego zdaje się inna – nie jest okrutna, nie rości sobie prawa do cudzego ciała, nie stanowi o wyższości, nie skazuje na zagładę. To skupisko bliskich osób związanych krwią i powinowactwem obaw wydaje się jedynym ratunkiem przed lękiem. Naturalnym schronem przed zalewającą świat czernią. Co zaś najciekawsze, nie normalność, ale inność ratuje bohaterów przed zupełnym zapadnięciem się w świat i tym samym utratą autonomii.
NATALIA GOLIK
J. Małecki, „Dygot”, Wydawnictwo SQN, Kraków 2015.
Tekst pochodzi z książki Festiwalu Fabuły 2016.